Niedokończona historia kolei

Zapewne nigdy nie dowiemy się jakie przesłanki decydowały o absurdalnym wytyczaniu granic międzypaństwowych w czasie podziału Górnego Śląska w 1922 roku. Co stanowiło o tym, że linie graniczne prowadzono przez posesje oddzielając budynki mieszkalne od komórek z węglem i latryn? Dlaczego dzielono ogródki, pola, a nawet tereny czynnych kopalń i innych zakładów? Odpowiedź na te pytania może wydawać się prosta: bo decyzje te zapadały daleko na Zachodzie Europy, a ich wykonanie powierzano tu na miejscu ludziom, dla których taki skrajny podział ziemi o centymetr w prawo czy w lewo niósł wiele korzyści zarówno materialnych jak i dawał poczucie spotęgowanej różności narodowej.
W gruncie rzeczy wcale nie chodziło o taki podział, który byłby najbliższy realizacji wyników plebiscytu, ale taki, który w jak najbardziej dotkliwy sposób pozbawiłby Niemców przemysłu ciężkiego oraz infrastruktury z nim związanej. Wystarczyły niespełna dwie dekady, by wersalskie sygnatury przyćmił ogromny sukces ekonomiczny państwa, które nigdy nie miało już podnieść się z kolan.


W lokalnym ujęciu tej wielkiej historii stoi małe miasto Pyskowice. Dziś niewiele znaczący dla konurbacji punkt na mapie, ale jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku  miejsce szczególnego rozwoju skoncentrowanego przede wszystkim na infrastrukturze kolejowej. Gdy we wspomnianym 1922 roku w ręce polskie dostaje się węzeł kolejowy w Tarnowskich Górach na terenie Pyskowic rozpoczyna się rozbudowa skromnej bocznicy, która dotąd służyła kolejom piaskowym obsługującym kopalnie w Biskupicach, Rokitnicy czy Mikulczycach.  Miejsce to wybrano nie przypadkowo. Po pierwsze już pod koniec 1879 roku oddano tam do użytku kompleks zabudowań służących obsłudze taboru, a w roku 1902 wybudowano najnowocześniejszą i wciąż powiększaną aż do połowy lat 30. parowozownię. Po drugie Pyskowice posiadały nitkę kolejową łączącą je nie tylko z przemysłowym Bytomiem czy Gliwicami, ale także z Opolem i Wrocławiem. Po trzecie i chyba najważniejsze: tradycja kolejnictwa w mieście była tak duża, że na miejscu praktycznie nie było problemu z fachową siłą roboczą, co zdecydowanie wpłynęło na dynamikę rozwoju węzła.

Jeżeli zatem ktoś w 1919 roku w podparyskim Wersalu liczył na ograniczenie (czy wręcz wyeliminowanie) Niemiec z udziału w przemysłowej rywalizacji między mocarstwami Europy, to pod koniec lat 30. patrząc choćby na rozwój takich miasteczek jak Pyskowice, nie mógł już mieć żadnych wątpliwości, że sztuka ta skrupulatnie zapisana w punktach na papierze, nigdy nie ziści się w realiach. Tym bardziej, że te realia nieuchronnie prowadziły Europę w nowy konflikt.

W czasie II wojny światowej węzeł odgrywał znaczącą rolę w logistyce. Pyskowice, oddalone od wojennej zawieruchy, rozwijały się modelowo. W pierwszej połowie lat 40. rozpoczęto tu potężną inwestycję rozbudowy linii kolejowej łączącej miasta Górnego Śląska z Wrocławiem, a docelowo z samym Berlinem. To na potrzeby tych właśnie założeń, stworzenia wielkiej Germanii od Berlina aż po Lwów, wybudowano grube betonowe przepusty, nad którymi prawdopodobnie miała przebiegać nić wizjonerskiej kolei Alberta Speera nazwanej Breispurbahn. Planów tych jednak nigdy nie dokończono. Budowę realizowano w latach 1937-41, potem, najprawdopodobniej po utworzeniu frontu wschodniego i wkroczeniu Niemców do Związku Radzieckiego, prace zostały wstrzymane. W 1945 roku na teren miasta weszły oddziały Armii Czerwonej. Niemców już dawno tu nie było, choć pośpiech, który towarzyszył ich ucieczce zapewne przyczynił się do tego, że nie udało im się zniszczyć ani budynków ani infrastruktury węzła kolejowego.

Siłą rzeczy Pyskowice stały się miastem z potężną stacją węzłową i mieszaniną infrastruktury z różnych epok rozwoju. Obok siebie do niedawna funkcjonowały tory kolei pisakowej (1913), nitka łącząca miasta górnośląskie i zagłębiowskie z Opolem i dalej Wrocławiem (1879), tory wewnętrznej kolei miejskiej ze stacji Pyskowice Miasto (1964) i napoczęta infrastruktura Kolei Ruchu Regionalnego (1987). Pyskowice po roku 2000, gdy zlikwidowano linię wewnętrzną, nic już nie zyskały. W ruinie stoją budynki zaplecza w tym dwa obiekty dworcowe, unikatowa nastawnia bramowa i zawalona parowozownia wachlarzowa. Lada dzień w podobnym stanie będą budynki socjalne i administracyjne tejże parowozowni.

Dziś osamotnione torowiska giną wśród drzew. Potężne betonowe budowle na pyskowickich Bałach są ostatnim dowodem wielkich inicjatyw rozwojowych, na których miasto już nigdy nie skorzysta pozostając jedynie cieniem tego, czym Peiskretscham był w latach rządów niemieckich. 














Wpis z dnia 5 marca 2011 roku.