Wapienny kamieniołom w Strzelcach

Wyjazd do Strzelec Opolskich planowany był skrupulatnie. Niby niedaleko, jakieś 50 kilometrów w jedną stronę, a jednak próbując ominąć główne szlaki transportowe nagle robiło niebezpiecznie w okolicy 70 km. Spośród kilku koncepcji wygrała najprostsza, czyli ekskluzywny asfaltowy szlak drogą karową nr 94. Na taką, a nie inną decyzję wpływ miała moja niedyspozycja zdrowotna. Podczas dość krótkiej i mało wymagającej wyprawy do Sierakowic nabawiłem się dziwnej kontuzji kolana, która niestety skutecznie wyłączyła mnie z rowerowania przez następne dwa tygodnie. Szczęściem w nieszczęściu był za to fakt, że gdy tylko miałem czas, by pokręcić, to albo lał deszcz, albo było nieprzyjemnie chłodno. Po intensywnej rehabilitacji doprowadziłem swoje stawy do stanu użyteczności, choć strach przed pogorszeniem blokował mnie jeszcze długo po ustąpieniu bólu. Nastał jednak ten wspaniały weekend, w którym sobota okazała się mglista i zimna, ale za to niedzielna aura idealnie wpasowała się moje palny.


Stary kamieniołom w Strzelcach już u samego Gógla wygląda imponująco. To największy zakład wydobywczy, jaki miałem okazję objechać w tym roku. Istna wisienka na torcie. Za dobrych czasów wydobywano tu wapień na potrzeby cementowni, obecne wydobycie to głównie materiał do budowy dróg. Na przekroju pola eksploatacyjnego widać wyraźnie różne warstwy skał. Jak doczytałem w jednej z publikacji: „Skały te powstały 245-237 mln lat temu, w basenie germańskim, ciągnącym się od dzisiejszej Opolszczyzny aż po Mazury. (…) Na poziomie najniższym zostały odsłonięte utwory warstw gogolińskich, na poziomie drugim widoczne są warstwy górażdżańskie i terebratulowe, natomiast z poziomu trzeciego pozyskiwano utwory należące do warstw terebratulowych i karchowickich. Warstwy skalne nachylone są pod kątem 5°, w kierunku północnym. Są one niezaburzone tektonicznie i zalegają w ciągłości stratygraficznej.” Tyle ludzie nauki.






Teren z racji bieżącej eksploatacji jest zamknięty i pilnowany. Nie można zjechać na sam dół wyrobiska. Nieco łatwiej za to poruszać się na najwyższym poziomie i zasadniczo do tej okrężnej trasy się ograniczyłem – miejsca robienie zdjęć zaznaczyłem na mapie czerwonymi kropkami. Co prawda można było przy niedzielnej ospałości nieco pokombinować, by podjechać pod sam zalany spąg, ale z grubsza mijało się to z celem. Szczególnie w sytuacji, gdy widoki z góry były tak wspaniałe. Co ciekawe, w cytowanej publikacji autorstwa Jana Kędzierskiego pochodzącej z archiwum Ministerstwa Ochrony Środowiska, znajdujemy zdjęcie mniej więcej z lat 2003-05, gdy kamieniołom był zalany aż do poziomu drugiego piętra wyrobiska. Wyglądało to zdecydowanie bardziej efektownie, niż obecnie, co jednak nie umniejsza zbytnio atrakcyjności miejsca.





Moim pierwszym punktem widokowym była ściana wschodnia, do której dociera się ulicą Czereśniową, a potem jakieś 20-30 metrów na dziko przez zaorane pole. Tam też ku mojemu zaskoczeniu spotykam całkiem obeznanego w temacie mieszkańca Strzelec, który dość sentymentalnie opowiada o latach swojej młodości spędzonych w okolicach wyrobiska. Ponoć jeszcze w latach 70. w upalne dni gromadzono się tam tłumnie w celach wypoczynkowych. Zalany spąg służył za naturalny basen z niesamowicie czystą wodą. Przez kolejne 40 lat wyrobisko rozrosło się dwukrotnie, a teren zamknięto ze względów bezpieczeństwa. Nie wiem, jak sprawa się ma obecnie, ale jeszcze do niedawna prowadzono tu prace strzałowe.



Po objechaniu terenu ulicą Zakładową i Osiecką, przy szlabanie zakręcam w lewo kierując się ku ścianie zachodniej. Tam już widok ograniczają drzewa, acz co jakiś czas można skorzystać z naturalnych tarasów widokowych. Ilość śmieci, jakie tam spotykam, wskazuje, że miejsca te cieszą się sporym zainteresowaniem. Wysokie i dość niestabilne zbocza nie zachęcają jednak do zbytniego wychylania się. Teren usłany jest ogromnymi głazami, które dodają uroku.





Po dwóch godzinach rowerowego spaceru, ruszam w drogę powrotną. Kamieniołom wapienia w Strzelcach wart jest odwiedzenia. Znajduje się niezwykle blisko gęstej zabudowy miasta, a jednocześnie wydaje się, że jest oddalony gdzieś daleko od cywilizacyjnego zgiełku. Być może w dniach produkcyjnych ta cisza i spokój zostają zachwiane, lecz mimo to trochę mi żal, że jest on tak daleko od mojego domu. Gdyby było inaczej,  byłbym tu wówczas częstym gościem.

Trip: 25.09.2016
Dystans: 121.65 km