Trudne szlaki wokół Pilchowic

Kolejna wyprawa z cyklu piaskowego tournee. Po dwóch dniach kręcenia w ramach lokalnych inicjatyw organizowanych przez Zabrzańską Masę Krytyczną, w niedzielę obieram ponownie kierunek indywidualny. Na mapie błyskają kolejne oczka wodne, tym razem na południowy zachód od naszego balkonu. Pogoda sprzyja, samopoczucie też. Ruszam w kierunku Pilchowic, raczej rzadko odwiedzanego przeze mnie miejsca. Tam według mapy pracuje niewielka piaskownia, której głównym elementem krajobrazu jest rozległy staw.



Po drodze na czas postoju obieram dwie miejscówki. Pierwszą z nich są osadniki kopalni Knurów noszące nazwę Bagier. W zasadzie jest to jeden zbiornik przedzielony zaporą. Teren otoczony jest wątłej jakości siatką z dużym oczkiem nie stanowiącą żadnej przeszkody dla potencjalnych eksploratorów tudzież amatorów mocniejszych trunków lubujących się w degustacji plenerowej. Dla człowieka z rowerem na plecach to już jednak bariera trudniejsza do dosłownego przeskoczenia. Delektuję się więc widokiem zza siatki, raczej też bez planów by zbiornik okrążać w celu poszukiwania nielegalnej „dziury wstępu bezbiletowego” – jak niegdyś określano poszarpane elementy ogrodzenia na rokitnickim basenie. 






Drugim miejscem postoju była urokliwa aleja kasztanowców oddana niedawno do użytku w Kuźni Nieborowskiej. Byłem tam już przed rokiem mocno zachwycony tym iście europejskim skrawkiem wioski. Obok równiutko ulanego asfaltu wyłożono pas chodnika w kolorze przybrudzonej żółci, zaś mniej więcej w połowie drogi wygospodarowano sporą przestrzeń rekreacyjną z boiskiem piłkarskim, otwartą siłownią i drewnianymi budynkami z centralnym paleniskiem. Drogę otwiera ławeczka z imitacją kasztana, zamyka sporej wielkości Karczma Wrazidlok urządzona w stylu góralskim. 




Przecinając drogę krajową nr 78 wjeżdżam na szlak czerwony prowadzący przez las do samych Pilchowic. Jak stało się już tradycją moje pierwsze zetknięcie z nowym celem wyprawy nieco rozczarowało. Tradycji stało się już zadość, że czy to w Miasteczku, czy to w Bibieli, tak i tu wita mnie szlaban, milion tablic zakazu i tym razem dla wzmocnienia smaczku, aż dwa psiory. Obok szlabanu można przejść swobodnie, co czynię, acz natychmiast mą obecność rejestruje para oczu ukryta zza metalowym barakiem. Nie pada ani jedno słowo, ale w obawie o niepotrzebną pyskówkę, wycofuję się do punktu wyjścia, czyli za szlaban.




Z mapy wynika, że do zbiornika można jeszcze dotrzeć inną drogą. I tym razem okazuje się, że jest to wjazd na teren prywatny, stoją tam maszyny, kilka psów ujada niesamowicie. Ostatnią deską ratunku okazuje się niepozorna ścieżyna prowadząca między słupkami dawnego ogrodzenia. Tym razem instynkt nie zawiódł i dojechałem na stromy brzeg wyrobiska. Na dole niewielkich rozmiarów dzika plaża powstała na wskutek osunięcia się zbocza. Na tafli wody mnóstwo dzikich kaczek i para łabędzi. Przy wejściu stoi sporych rozmiarów i dość już leciwa tablica zakazu. Przekraczam granicę jej obowiązywania i schodzę po niesamowicie stromym zboczu na sam dół. U góry miejsce bardzo przypomina kopalnię w Strzelcach Opolskich – z jednej strony las, z drugiej porośnięte urwiska, pośrodku zniszczona gąsienicami koparek droga.




Miejsce spokojne, odludne, gorące. Dobre na spacer, do jazdy rowerem raczej niewygodne. Przebiegający w pobliżu szlak czerwony sprzyja zapewne odwiedzinom, acz w Internetach nikt nie pochwalił się, że tu był. Być może dla wielu to tylko punkt na trasie, zaś w ramach mojej rowerowej zabawy, to właśnie był dziś cel główny. Osiągnięty.

Na koniec mały nius. Wszyscy już to mają, ja dopiero się wdrażam, bo wcześniej zupełnie mnie ten temat nie intrygował. Od kilku dniu zabawiam się w rejestrację śladów moich wojaży. Tragiczna śmierć mojego poprzedniego smartfona i zakup kolejnego otworzyły mnie na nowe, nieznane dotąd aplikacje. Jedną z nich jest Geo Tracker. Trochę dla zabawy, trochę z ciekawości, a przede wszystkim dlatego, że po prostu mam w końcu sprzęt wytrzymujący na GPS-ie więcej niż 52 minuty, zacząłem zapisywać swoje tripowe warstwy. Nie będę tego robił zawsze, ale co da się zarejestrować, będzie umieszczane na podstronie Moje ślady GPX.

Tym samym ślad niniejszego tripu tam i nazad:


Trip: 14.05.2017
Dystans: 62.70 km