Pożegnanie z Kotlarnią. Na roboczo.
Chociaż plan piaskowych wypadów został już definitywnie
zamknięty, w sercu czuję pewien niedosyt. Bierze się on stąd, że pomimo
zwiedzenia wielu kopalń kruszyw, właściwie żadnej z nich nie widziałem w ruchu.
Do tego odnoszę wrażenie, że ta nieliczna, ale wierna grupka moich Czytelników,
niekiedy nie do końca orientowała się o jakim miejscu piszę, zwłaszcza gdy przytaczałem
nazwy, które, nieskromnie nadmieniając, sam wspaniałomyślnie sobie ustanawiałem.
Rzecz tyczy się oczywiście moich najczęstszych wypraw na tereny eksploatowane przez
Kopalnię Piasku Kotlarnia, na tereny, które tak mnie zachwyciły, że niczym
średniowieczny podróżnik-odkrywca uzurpowałem sobie prawo do ich nazwania. Niniejszym
postem postanawiam obie te sprawy wyprostować, by finalnie dopełnić swoich
zobowiązań wobec Szanownych Czytelników.
Z początkiem lipca, gdy moja rodzima fabryka
zalicza długoterminowy przestój, trafiają się dni robocze, w których mogę bez
zobowiązań zapuścić się w rowerową odyseję. To te nieliczne dni, w których da
się zawitać na teren czynnej kopalni, by podejrzeć jej pracę. Uzbrojony tym
razem w aparat cyfrowy z tłustym zoomem ruszam na plac zabaw, do piaskownicy.
Na początek jednak wyjaśnienia w kwestii
nazewnictwa. Przyznaję szczerze, że ten ogromny, absolutnie trudny do
ogarnięcia na rowerze teren eksploatacyjny, musiałem jakoś sobie podzielić, a co
się z tym wiązało – musiałem sobie poszczególne jego fragmenty ponazywać.
Sprawę ułatwi poniższa mapka.
Najczęściej bywam w okolicach Pasa Południowego,
gdyż właśnie tam najprościej dostać się z Kotlarni. Wydobycie w tym miejscu
spowodowało przerwanie ciągu ścieżki łączącej tę miejscowość z Dziergowicami –
i właśnie dlatego najwięcej zdjęć z kopalni robionych jest właśnie w tej okolicy.
To w chwili obecnej najbardziej eksploatowana część ternu kopalni, pracują na
niej dwie koparki czerpakowe, a mianowicie RS-500 oraz mniejsza SchRS-315. Po przeciwnej
stronie mamy analogicznie Pas Północny, z którego lwią część stanowią dwa pola górnicze:
Korzonek i Ortowice. Obie nazwy są oficjalne. Na polu Ortowice trwa wydobycie –
pracuje tam druga koparka RS-500; na Korzonku z kolei wydobycie zakończono już kilka
lat temu, w 2012 roku rozebrano tam koparkę SchRS-315, dla której nie znaleziono
zastosowania w dalszym wydobyciu na sąsiednim polu. Reszta Pasa Północnego to
teren dziki, składający się z dużego rozlewiska i kilkunastu mniejszych
jeziorek. Poniżej na południe znajduje się Pas Centralny – nazwałem go tak, bo
jak wynika z kilku map, które wygrzebałem w sieci, właśnie tam w drugiej
połowie lat 60. ubiegłego wieku rozpoczęto wydobycie piasku. Obecnie teren ten
składa się głównie z nieprzebranych wydm, które od święta są wykorzystywane
jako tory krosowe dla miłośników jazdy terenowej z Gliwickiego klubu MUTT. Po
drugiej stronie mamy z kolei absolutnie niezwykły świat dzikiej przyrody,
krajobraz przeplatany urokliwymi jeziorkami i iglastymi lasami. To ten właśnie
obszar pierwotnie nazwałem Dziką Kotlarnią uzupełniając następnie tę nazwę o
Pas Zachodni. To miejsce niezwykłe, zachwycające, zapierające wręcz dech w
piersiach, a do tego spokojne, niemal bezludne, niesamowicie ciche. Jeśli
jeszcze kiedyś zawitam na obszar eksploatacyjny Kopalni Kotlarnia, to właśnie wybiorę
ten fragment, na którym kiedyś urabiano pole o nazwie Grabówka – choć ta
informacja nie do końca jest potwierdzona i proszę ją potraktować, jako wiedzę
nadobowiązkową.
O tym jak pracuje kopalnia, którą widywałem tylko
w uśpieniu, dowiedziałem się z filmu na jutubie. Oczywiście film filmem, a życie
życiem, więc musiałem tę kwestię wziąć na warsztat. Podjeżdżam zatem na pole w
Pasie Południowym i czekam… Czekam… Czekam… Na początek korzystając z całkiem
sporego powiększenia w aparacie obieram kadry na tamtejszą koparkę. Ten gigant
to model RS-500, wyprodukowany w zakładach Chemienlagenbau w Lipsku w
Demokratycznej Republice Niemieckiej w roku 1965. W rok później na terenie
Kotlarni rusza odkrywkowe wydobycie piasku, które w epoce realnego socjalizmu prowadzi
założone w 1950 roku Przedsiębiorstwo Materiałów Podsadzkowych Przemysłu
Węglowego z siedzibą w Katowicach. Państwowy moloch skupia pod sobą m.in.
kopalnie w Przezchlebiu (zalew Czechowice), Gołonogu (zalew Pogoria IV),
Rzeczycach (zalew Dzierżno Duże) czy Rogoźniku. To niesamowite, ale dziś na
własne oczy można zobaczyć maszynę, która urabia tu zbocza od samego początku
istnienia kopalni, czyli już od prawie 52 lat!
Ponieważ na początku mojej wizyty nic się nie
działo, podjąłem się krótkiej wycieczki po łuku w stronę Pasa Zachodniego
poczynając od niewielkiego zwałowiska, które jest łatwo dostępnym punktem
obserwacyjnym. W dole kolejne maszyny, zapewne niewiele młodsze od rzeczonej
koparki. Stoją tam (niestety podczas mojej wizyty bezczynnie) dwa samojezdne
wagony, tak zwane plasery, które mówiąc w skrócie służą do podnoszenia torowisk.
Nie wiem, jak to działa, bo internety milczą na temat pracy takich właśnie
maszyn na terenach kopalń, ujawniając jedynie filmy z budowy, albo remontów
tradycyjnych torowisk.
Kręcę po piaszczystym zboczu, z góry rozciąga się
fantastyczny widok niecki. Po minięciu łuku wjeżdżam na jej teren. Niedługo
później wracam pospiesznie, gdyż na stanowisko załadunku podjeżdża widoczny z
oddali skład.
Praca ogromnej maszyny robi wrażenie. Podkręcam
zoom i chwytam momenty.
Tabor, który pojawił się na stacji załadunku, należy
obecnie do spółki zależnej o nazwie Kopalnia Piasku Kotlarnia – Linie Kolejowe.
Spółka obsługuje zarówno transport wewnętrzny na terenie kopalni, jak i
obsługuje zewnętrzne linie m.in. do Makoszów. Lokomotywy to wyłącznie malowane
na niebiesko-żółto spalinowe TEM2 potulnie zwane Tamarami, z których najmłodsza została wyprodukowana
w 1987 roku. Jak widać sprzętowo zakład w Kotlarni jest jeszcze głęboko w byłej
epoce, a mimo to działa znakomicie.
Tak kończę swoją przygodę z tą kopalnią, a przynajmniej
przygodę z jej opisywaniem. Kończę tak, jak kończyć się powinno, czyli na
roboczo. Zachęcam wszystkich do kręcenia w tamte rejony. Jest co oglądać, jest
w co się wsłuchać, jest czym oddychać…
Jakby co, to zawsze mogę oprowadzić.
Jakby co, to zawsze mogę oprowadzić.
Trip: 03.07.2017
Dystans: 100.23 km