Dwa zapomniane tory
Opuszczona, pusta, rozkradziona, śmierdząca. Stoi z dala od innych. Niedawno miała jeszcze w sąsiedztwie rzędowy budynek socjalny i magazynowy. Góruje nad nią amerykański elewator węglowy, któremu też w tym roku wyburzono maszynownię i drewnianą budę piaskowni. Zrównano z ziemią wszystko wokół. Pozostawiono dwa zapomniane tory. Sekcja MTE 21 praktycznie przestała istnieć. Jeszcze jednak nie tak dawno za potężnymi stalowymi drzwiami tej hali tętniło życie. Życie wątłe, z dnia na dzień tracące na wartości. To tam właśnie wprowadzano nadgryzione zębem czasu elektryczne składy pasażerskie, by leczyć rany zadane przez czas. A składów było coraz mniej. Gdy na śląskie tory pod pieczą marszałka województwa wyjechały pociągi nowego operatora, pracownicy już wiedzieli, że kończy się czas napraw „ezetów” na lasowickiej bocznicy. Halę zamknięto gdzieś w roku 2012, może nawet wcześniej. Zabrano niewiele, bo chyba wciąż wierzono, że wkrótce znów między te mury powróci robotniczy harmider. Pozostawiono klimat, niesamowity klimat peerelowskiego zakładu pracy. Ściany uginają się od wymyślnych tabliczek bhp i instrukcji. Do niedawna jeszcze na jednej z nich wisiał dworcowy zegar, którego wskazówki zatrzymały się na godzinie 9:27. Dworcowy, prostokątny, biały zegar – nieodłączny element wszystkich zdewastowanych nieruchomości PKP – zapewne padł ofiarą kradzieży, albo jako najcenniejszy obiekt historii na hali, zabrał go anonimowy zarządca. To on zapewne kilka razy wymieniał kłódki w bramach i wyburzał teren wokół. Na daremnie, bo miejsce to ma zbyt wielki magnetyzm, by ktokolwiek mógł odciąć je od obecności ciekawskich dusz. Także tych, które po hali chciałyby pokręcić na rowerze.
Pod koniec stycznia 2014 roku właściciel hali, Polskie Koleje Państwowe, wystawiły obiekt jako przedmiot potencjalnej dzierżawy. W ogłoszeniu napisano:
Oferowany do wynajęcia budynek byłej hali napraw EZT położony przy stacji rozrządowej w Tarnowskich Górach. Budynek jednokondygnacyjny. W części warsztatowo socjalnej dwukondygnacyjny. Elewacja budynku wykończona blachą trapezową. Stropodach z płyt HP. Stolarka okienna i drzwiowa metalowa. Wyposażenie stanowi instalacja elektryczna i wodno-kanalizacyjna. Do nieruchomości prowadzi wewnętrzna droga dojazdowa o długości 1 971,00 mb. Nawierzchnię drogi stanowi asfalt na podbudowie piasku i tłucznia. Do hali prowadzą także dwa tory kolejowe o nr 619 i 618. W sąsiedztwie dodatkowo znajdują się tory od nr 611 do 617 wraz z rozjazdami. Lokalizacja obiektu idealna na działalność związaną z naprawą maszyn i urządzeń kolejowych, działalność produkcyjną, magazynową, handlową oraz inną wskazaną przez klienta.
Ogłoszenie wisi do dziś, a od czasu zakończenia eksploatacji wiele się tam zmieniło. Coraz liczniejsi goście mocno zdewastowali zarówno halę jak i wspomnianą część warsztatową i socjalną. Zadbano o dokładne porozbijanie piętnastu szyb w wieży rewizyjnej, zdemolowano łaźnię, wyważono wszystkie możliwe drzwi, rozebrano każdą skrzynkę elektryczną, wywrócono każdą napotkaną szafę, rozkręcono niemal wszystkie rury, wyrwano kable, ukradziono włazy studzienek. Uchroniło się za to jeszcze wiele z tych śmiesznych tabliczek bhp, czyniąc to miejsce w pewnym sensie muzeum socjalistycznego etosu pracy. Ale i one szybko znikają. Te wielkie wiszące na hali na zawsze jednak zostaną jej symbolem.
Na środku hali stoi wysoki podest do prac naprawczych pantografów. Stabilny, nie nadżarty jeszcze żadnym palnikiem. U góry dwie tabliczki. Schodki strome, powyginane. Z góry wspaniały widok na halę i dwie bramy, miedzy którymi jeszcze do niedawna wisiał ukrzyżowany Chrystus. Patrząc ku górze odsłania się wspaniały widok potężnych reflektorów – las lamp wiszących równo na pofalowanej linii dachu. Niezniszczone, niewytłuczone, brudne.
Błądzę po wąskich pokojach warsztatów. Nie mogłem przypuszczać, że w jednym z nich zrobię ostatnie z moich zdjęć. Pokój był pusty, zaciemniony brudem zza szyb. Na ścianie wisi stare lustro. Tak dla zabawy pstrykam własne odbicie, kończę sesję, wyłączam aparat. Mój wysłużony Nikon po prawie pięciu latach wspaniałej współpracy doczekał się swojej chwili. Nie zdołałem już go odratować. Zgasł na zawsze zatrzymując licznik na kadrze numer 25731. Czy to nie ironiczne, że dwa oblicza śmierci spotkały się w tym dniu, w tym miejscu, o tym czasie?
Trip: 23.07.2016
Dystans: 101.93 km