2016 SANDTOURNÉE

Nadszedł czas podsumowania mojej małej tegorocznej progresji, takiego niemal programu lojalnościowego, który został opracowany z myślą jak najbardziej efektywnego zagospodarowania czasu wolnego na odwiedzanie miejsc nieznanych, nie koniecznie stojących w ruinie, za to równie fascynujących i ciekawych. „Piaskowe turne” samo w sobie miało za cel docieranie do czynnych i już zamkniętych odkrywkowych zakładów górniczych bez większego znaczenia, jakie złoża są lub były tam eksploatowane. Ponieważ jednak cała przygoda zaczęła się od kopalni piasku w Kotlarni, cały cykl moich wyjazdów przybrał takie, a nie inne miano. Nie mniej jednak docierałem do stromych kamieniołomów i płytkich glinianek. Wszystko zaś miało jedną część wspólną: musiało być zalane. Obecność choćby małego zbiornika uatrakcyjniała wypad o sto procent, bo jak wiadomo, tam gdzie jest woda, tam jest i życie. Docierałem zatem do miejsc odludnych, zamkniętych, spokojnych, idealnych dla ptasich lęgowisk i dających schronienie innym gatunkom. Pozostawione same sobie stare wyrobiska, dziś oddane naturze, wracają do swojej dzikości. Z drugiej strony nie mniej fascynujące były te zakłady, w których wciąż trwa wydobycie. Tam z kolei dziką faunę zastępuje potężna maszyneria, kilometry torów i zakurzonych szlaków.


Od maja do września odbyłem dwanaście tripów. Cztery pierwsze w kierunku Kotlarni i Dziergowic, co nie powinno dziwić zwarzywszy na fakt, że spokojne objechanie tamtejszych pól górniczych nie jest do ogarnięcia jednego dnia. W zasadzie dopiero po wizycie w tej krainie zacząłem baczniej przyglądać się mapie satelitarnej w poszukiwaniu białych plam piachu i seledynowych oczek wewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu miejsc takich jest całkiem sporo i to wcale nie tak daleko od domu. Do tej pory moja powszechna wiedza o kopalniach odkrywkowych zawężała się do pięknego kamieniołomu w Tarnowskich Górach, który odwiedzałem wielokrotnie o każdej porze roku. Teraz, w przeciągu kilku letnich miesięcy, moja wiedza krajoznawcza bardzo się poszerzyła. 

O większości moich wypadów napomniałem w ramach tego bloga. Dokładny plan wypraw kształtował się następująco:

22.05 - Kotlarnia, 103.36 km
19.06 - Dziergowice, 109,86 km
25.06 - Kotlarnia i Dziergowice, 116.37 km
02.07 - Kotlarnia, 108.18 km
23.07 - Żyglinek, 101.93 km
05.08 - Kamienica, 114.15 km
14.08 - Brudzowice, 121.40 km
27.08 - Biadaczów i Bierawa, 146.26 km
28.08 - Ruda, 119.31 km
04.09 - Babice, 130.61 km 
10.09 - Sierakowice, 70.78 km
25.09 - Strzelce Opolskie, 121.65 km

Łącznie w poszukiwaniu, zwiedzaniu i foceniu przemierzyłem  prawie 1370 km. To godny wynik zważywszy, że dziś czas na dalekie tripy zawężony został właściwie tylko do weekendów, a tegoroczne wakacje musiałem podzielić sprawiedliwie między rowerem, rodziną i nowym systemem w pracy. Na szczęście sprzyjała pogoda, z kilkoma wyjątkami cieszyłem się aurą idealną na wypady.

Spośród tripów, których nie opisałem wcześniej, a które znalazły się w zestawieniu, były wypady do Żyglinka (po drodze z Zielonej), Bierwy (przy okazji wizyty w starej cegielni w Kobylicach) oraz do dosyć dobrze znanych mi z tripów jurajskich Brudzowic. Sam Żyglinek od mojej pierwszej wizyty tam przed trzema laty nie zmienił się w ogóle. Niski kamieniołom nie jest co prawda na stałe zalany i jego atrakcyjność sprowadza się do kilku bardzo krajobrazowych ścian. Z kolei kopalnia w Bierwie rozczarowała mnie niesamowicie. Teren zamknięty, właściwe nieprzejezdny, płaski. Na brzegu zalewu leżały powywracane drzewa. Cały teren ogrodzony wysokim nasypem. Gdyby nie wspaniałe ruiny cegielni, cały ten trip do dwóch kopalni naraz mógłbym uznać za nieudany. Co ciekawe, właśnie ten wyjazd był najdłuższym i najbardziej wyczerpującym tego lata. 





Witałem też kopalnię dolomitu w Brudzowicach. Oto jeden z najpiękniejszych kamieniołomów, jakie widziałem. Nie wspomnę już o tym, że jadąc w te przecież dosyć dobrze znane mi strony, pobłądziłem w tamtejszych lasach tak okropnie, że wyjechałem jakieś 10 kilometrów od celu w samym centrum Siewierza. Druga niespodzianka czekała mnie już przy samym kamieniołomie. Niestety w świeżo zdobytym aparacie rozładował mi się dedykowany akumulator. Jak mogłem tego nie przewidzieć, skoro wcześniej wystukałem na nim pół tysiąca zdjęć? Nie wiem do dziś, ale faktem jest, że do zdjęć musiałem zaczerpnąć żenująco słabego aparatu z mojego telefonu i… wyszło nawet ciekawie.





Oddając w obrazie, to o czym pisałem powyżej, sprawa ma się tak:

Kotlarnia i Dziergowice.










Kamienica.



Ruda.





Babice i przy okazji Rezerwat Łężczok.





Sierakowice.




Strzelce Opolskie.







Zdjęcia wcześniej nie publikowane. Na koniec coś, czego nie robiłem nigdy wcześniej, a mianowicie selfie z ręki, a nie z kamienia, muru, gałęzi, siodełka, bidonu, klamki, papierka i innych znanych mi do tej pory naturalnych statywów.


„Piaskowe turne” nie zostało zamknięte. W tym roku zapewne nie będzie już okazji poturlać się gdzieś dalej, ale przecież mamy jeszcze kilka ciekawych miejsc choćby kamieniołom w Trzebini lub nie tak daleki kamieniołom Gródek w Pieczyskach. To jednak druga strona świata, a więc idealny pomysł na kolejny shut down.

Pozdrawiam Czytelników.


Tripy: od 22.05 do 25.09.2016
Dystans całkowity: 1363,86 km