Zatopiona kopalnia w Bibieli

Oto jedno z najbardziej niesamowitych miejsc na Śląsku, a może i w całym kraju. Miejsce z fascynującą tajemniczą historią zdarzeń z 1917 roku, które w przeciągu zaledwie dwóch godzin obróciły wspaniałą kopalnię rud cynku, ołowiu i żelaza w nieosiągalną dziś, zatopioną ruinę. Nieliczne ocalałe na powierzchni mury schowane są wśród gęstej roślinności, a dawne ukośne szyby zalane wodą tworzą przerażająco czarne i głębokie stawy. Wszystko to zaś ukryte w środku lasu w okolicy Bibieli.


Podziemia tarnogórskich kopalń od początku kopalnianej eksploatacji tych terenów przysparzały górnikom jeden problem: wodę. Było jej tak dużo, że początkowo także na terenie dzisiejszych Miechowic, czy Dąbrowy Miejskiej, kopano płytkie szyby, a gdy tylko pojawiał się w ich woda pozostawiano lub z rzadka zasypywano. Nie przypadkowo więc w 1788 roku w kopalni srebra Fryderyk uruchomiono pierwszą maszynę parową sprowadzoną z Anglii, której celem było odwadnianie chodników. Na tak drogą technologię mogli sobie pozwolić jedynie najbogatsi właściciele kopalń, stąd też maszyna ta była pierwszą na Starym Kontynencie i jak na owe czasy jeszcze długo nikt na podobny wynalazek nie mógł lub ze względu na rachunek ekonomiczny nie chciał sobie pozwolić. Tymczasem podziemne rzeki, trudne do wykrycia, zdradliwe i nieprzewidywalne siały zgubę wśród pracowników głębszych chodników. Podobny los spotkał właśnie ludzi pracujących tego feralnego dnia 17 czerwca 1917 roku w zakładzie utworzonym z dwóch kopalń: Bibiela i Szczęście Flory. Obie znajdowały się na parceli należącej do siemianowickiej linii rodu Donnersmarcków, dobrze doposażone w sprzęt odwadniający i ekipy do usuwania wodnych zagrożeń, wydawały się być bezpieczne. Zakład prowadził bardziej prace odkrywkowe niż znane z kopalń węgla kamiennego wydobycie w poziomych chodnikach i to być może przyczyniło się do tego, że w czasie katastrofy wszystkim pracownikom porannej zmiany udało się ujść z życiem. Wydobywająca się z ociosów woda zalewała kopalnie z prędkością 38 metrów sześciennych na minutę. Pracownicy porzucali maszyny i narzędzia uciekając na wzniesienia hałd i patrząc z przerażeniem jak z każdą minutą ich miejsce pracy pogrążone zostaje w otchłani czarnej wody. Zakładu nie odbudowano. Tuż po zakończeniu I wojny przystąpiono do kilku prób wydobycia maszyn. Nie wiadomo do dziś, czy takowe zakończyły się sukcesem, co wśród licznych amatorów industrialnych tajemnic potęguje wyobrażenie, że na głębokości kilku. kilkunastu metrów pod powierzchnią wody można natrafić na zatopiony wówczas sprzęt. Jednak ta tajemnica zapewne nigdy nie zostanie do końca odkryta, bo nieliczne próby nurkowania w sadzawkach zawsze kończyły się na zawalonych przejściach.









Naziemna część kopalni to dawne budynki administracyjne, choć po prawie stu latach od zatopienia, przypominają raczej historyczne ruiny jakiejś świątyni, niż mury kopalnianej cechowni.  
Kilka lat temu do Pasiek, terenu, na którym znajdują się ruiny, poprowadzono szlak rowerowy, który zaczyna się nad zalewem Chechło, a kończy pętlą wokół stawów. Najłatwiej dotrzeć tam właśnie rowerem, choć i na pieszo może być przyjemnie.

























Dla mnie jest to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc, nie tylko ze względu na historię, ale także na dość dziwne zjawiska przyrodnicze. W środku wilgotnego lata można tam zostać dotkliwie pogryzionym przez ogromne muchy niczym nie przypominające tych, jakie dotąd były przeze mnie widziane. W powietrzu przemykają również inne owady, których naprawdę próżno szukać w mieście lub innych częściach lasu. Inną ciekawostką jest mech porastający ruiny z każdej strony, choć powinien zasiedlać tylko północne fragmenty ścian. Gdy spadnie deszcz niektóre fragmenty terenu zamieniają się w szerokie białe plamy, a pod płytką powierzchnią wody wyrasta śluzowata, intensywnie zielona flora. No i na koniec: gdy zamoczymy obuwie w jednej z sadzawek, woda zostawi nam rdzawy nalot. Zanim wrócimy do domu, nalot ten weżre nam się w gumę tak głęboko, że już go nie usuniemy. To jednak nie jest nic niezwykłego, bo tak właśnie działają obecne tu w dużej ilości związki siarki i żelaza. 





Tak mistycznych miejsc jest na u nas naprawdę niewiele. Pod ukryciem gęstej roślinności stoi pomnik historii, którego widoku na pewno nie zapomni się do końca życia. Spokój i panująca tu cisza nadają temu miejscu jeszcze wyraźniejszy klimat. Naprawdę warto poświęcić krótką chwilę, by z zadumą odwiedzić to miejsce.

Tripy: 17.07.2010, 17.08.2010, 25.08.2010 z Serafinem, 21.04.2011 i 08.07.2012 ze Skudem
Całkowity dystans: 311,78 km


-----------------------------------------------------------------

The sunk mine of Bibiela

There is the most amazing place in Silesia and may be around the world. The place hides a fascinating story about disaster in 1917 when the water within two hours drowned great zinc, lead & iron mine. Today the sunk ruins are not available but sparse salve walls are hiding between dense flora. The former aslant shafts were being flooded and created frightening black lakes. All things are situated in the deep forest near Bibiela spot.

From the beginig of underground areas exctraction in Tarnowskie Góry, the mine workers had one main problem: the water. Other plants nowadays situated in Miechowice or Dąbrowa Miejska explored shallow shafts, when the water was flowed it, the holes had leaved or overwhelmed, so too much water leaked out of the ground. This is not by chance, the first steam engine run in Fryderyk Silver Mine in 1788. The pump was made in England and got out the water from underground ways. The new technology was too expense, available for the wealthiest mine owners, so at that time it was the sole engine on The Old Continent. Other plants couldn’t purchase the machines…

-----------------------------------------------------------------