Chaos w historii nie wymyślonej
Tradycyjnie na otwarcie wiosny ruszam w lasy „znane-nieznane”. Za punkt docelowy obieram Kalety z ich niekończącą się historią wyburzania nieczynnej papierni. Minęło sporo czasu od kiedy pierwsze maszyny wjechały na ten teren. Rozbiórka przeciąga się i nosi niebywałe znamiona chaotyczności i niezrozumiałych posunięć. Budynki wyburza się połowicznie czyniąc je jeszcze większym zagrożeniem, niż były przed rozpoczęciem prac. W całości wyburzono tylko dwa obiekty, w tym wspaniałą i jakże niebezpieczną maszynownię. Resztę mocno naruszono. Ogólnie teren starej papierni bardziej przypomina miejsce nalotu bombowego niż przemyślanych prac rozbiórkowych. Paradoksalnie wokół kwitnie nowe – stare budynki warsztatowe na froncie wydziału produkcji papieru zamieniają się w prywatne lokale, nowego właściciela ma również znajdujący się po drugiej stronie Małej Panwi dawny budynek administracyjny. Co ciekawe, plac rozbiórkowy pomimo oczywistych zagrożeń jest nadal miejscem inspiracji zarówno fotograficznych, jak i wyższego poziomu kultury.
Tymczasem postapokaliptyczny krajobraz terenu starej papierni staje się przestrzenią artystyczną. Oto pewna grupa wokalna z pobliskich Tarnowskich Gór i Bytomia kręci tam teledysk. Ekipa Kids From The Studio bez skrępowania korzysta z odsłoniętych szkieletów dawnych zabudowań. To zdecydowanie coś więcej, niż popularne teledyski samozwańczych raperów kręcone gdzieś w starych szpitalach przy odrapanych ścianach i charakterystycznych drzwiach do sal. Tu rzeczywiście czuć strach, niepokój i mroczny klimat. Do tego jak na moje oko i moje ucho, to nagranie jest naprawdę na wysokim poziomie nie tylko jeśli chodzi o montaż, ale też samą linię dzwiękową. Warto poświęcić kilka minut na obejrzenie tej pracy, może nawet kupić płytę. Kids From The Studio - Historia nie wymyślona.
Trudno już dziś uchwycić kadr „nadgryzionej” papierni, którego nie można by znaleźć w Internecie. A jednak mnie chyba się to udało. Sprawa tyczy się tak niepozornego budynku, że prawdopodobnie wobec ogromu sąsiednich hal mało kto skupił na nim swoją uwagę. Muszę przyznać, że i ja przejeżdżałem obok niego obojętnie, a fakt, że jego większa część zakopana jest w ziemi w zasadzie wykluczał jego eksploatację. I rzeczywiście wejście do środka jest niemożliwe, bo jest on zalany wodą, na powierzchni której unosi się gęstawa maź. Ten mały budynek to dawny magazyn oleju. Składa się z dwóch części: w pierwszej znajduje się niewielkie pomieszczenie do obsługi infrastruktury, druga część to dwa ogromne zbiorniki ułożone poziomo i od zewnątrz zalane prawdopodobnie cementem. Poziom wody zapewne w czasie deszczu unosi się zatapiając pomieszczenie, na ścianach którego osadza się stary olej zmieszany z nieczystościami. Śliski i śmierdzący osad pokrywa też rury i zawory. Być może właśnie dlatego infrastruktura pozostała w całości i można ją oglądać z zewnątrz przez niewielkie okna. Z tyłu budynku znajdują się wspomniane zbiorniki. Ktoś próbował je odkopać, ale ich usunięcie to zadanie dla cięższego sprzętu. Nie wnosząc już jak wielkim zagrożeniem dla środowisko może być ten skromny obiekt, bo zapewne absolutnie nikt nie wie, ile toksycznego oleju pozostało jeszcze wewnątrz. Mam wrażenie, że to może być ostatni budynek na liście wyburzeń.
Droga do Kalet trochę mnie zaskoczyła. Duża część znanej mi trasy została wysypana kamieniem i częściowo ubita. Słowo „częściowo” ma tu znaczenie, bo tam, gdzie jeszcze maszyny ubijające nie dotarły leżą luźne kamyki, niekiedy wręcz głazy, po których jazda przynosi wątpliwą przyjemność, nie mówiąc już o destrukcji opon. Okazuje się jednak, że bardzo poprawiła się infrastruktura leśna znajdująca się między innymi na szlaku Leśnej Rajzy – ubita i szeroka ścieżka łączy już Kalety z Żyglinkiem i obecnie stanowi bardzo poważną alternatywę dla mojej dotychczasowej trasy. Trzeba poczekać na kolejne ruchy LP, choć nie ukrywam, że dotychczasowa droga wśród paproci i jagód była zdecydowanie przyjemniejsza.