Baza rakietowa w Kuźni

O  miejscu tym dowiedziałem się z opowiadań kolegi, który niegdyś razem ze mną klepał buicki, a dziś zamienił to jakże fascynujące zajęcie na sprzątanie i wycinanie raciborskich lasów. Można by rzecz, że miejsce mojego odpoczynku stało się miejscem jego pracy. Opowiedział mi też o wielu innych miejscówkach, do których już dojechałem, albo też lada dzień dojadę. Dziś jednak ruiny nieczynnej od prawie trzech dekad bazy rakietowej należącej do 11. Dywizjonu Obrony Powietrznej zlokalizowane w okolicach Kuźni Raciborskiej.  



Obiekt ukryty jest w lesie, ale prowadzi do niego dobrze zachowana droga z betonowych płyt.


Bazę oddano do użytku w 1962 roku, wyprowadzono się z niej 28 lat później. Na terenie ostały się jedynie cztery stwierdzone przeze mnie budynki. I tak licząc od wjazdu: mała kotłownia:


solidny betonowy, naziemny magazyn rakiet z dwoma bramami, w tym z jedną przelotową,





na łuku drogi stacja trafo, a w głębokim lesie, ukryty pod zwałowiskiem ziemi schron dowodzenia (SD) połączony z sześcioma boksami kabinowymi stacji naprowadzania rakiet (SNR). 










Każdy z budynków tłusto okraszony malowanymi napisami z zakresu myśli patriotycznej i behape. Widać, że wiele z nich w czasie żywota bazy było wielokrotnie aktualizowanych. W zasadzie po samych napisach można na pierwszy rzut oka nawet nie zauważyć, że ma się do czynienia z pozostałościami po obiekcie militarnym, bo podobne teksty wyczytuje się w niemal każdej fabryce czy zakładzie, których tynki pamiętają lata Peerelu. Dopiero ostatni napis z kolekcji, odnaleziony w jednym z bliźniaczych boksów SNR daje do myślenia…








Obszar bazy nie jest mały, choć porozkradane płoty utrudniają dokładną ocenę wielkości „kwadratu”. Teren jest bardzo ciekawy, gdyż w miejscach, w których prawdopodobnie znajdowały się stanowiska wystrzału rakiet, uformowano wysokie na 3-4 metry wały, dziś kompletnie zarośnięte długą leżącą trawą i lasem iglastym. Podobne wały wybudowane w kształt litery L znajdują się w wielu punktach bazy, zaś w ich centralnym punkcie umiejscowiono ceglane studzienki. Były to ponoć tereny zaadaptowane na bagna i służyły celom samoobronnym.





Miejscówka bardzo niepokojąca, czułem się tam dość niepewnie. Nie wiedzieć czemu, bo takich placówek w betonie i malowniczym krajobrazie mam w dossier pół miliona. A jednak coś tam wisiało w powietrzu, co nie dawało mi swobody czystego myślenia. Mogę zatem przyznać się z czystym sumieniem do dwóch rzeczy: po pierwsze teren bazy przejechałem dość pobieżnie skupiając się jedynie na tym co widziałem; po drugie: moja wiedza na temat militariów jest porównywalna z wiedzą obecnego ministra obrony narodowej, czy jednym słowem mówiąc – żadna! Trudno mi zatem rozkwitać nad tematem. No i jest trzecia rzecz: pierwszy raz od dwustu lat się bałem. Czego, kogo? Chyba samego tego miejsca zasłoniętego drzewami, zakopanego pod kopułą piachu, skrywającego jakąś tajemnicę.

Na koniec pozwolę sobie dodać kard z drogi powrotnej. Między Kuźnią Raciborską a Rudami wybudowano asfaltową drogę z obu stron otoczoną płaskimi wałami przeciwpożarowymi. Drogę wybudowano po wielkim pożarze, który prawie 25 lat temu strawił doszczętnie tutejsze lasy. Jak dla mnie ta wąska asfaltowa droga jest jedną z najbardziej urokliwych tras, jakimi kiedykolwiek się toczyłem. Już wkrótce na łamach mojego słabo poczytnego bloga pokuszę się o dwa wpisy poświęcone rzeczonemu wcześniej pożarowi z 1992 roku oraz nietypowym „skarbom” tej leśnej raciborskiej głuszy.


Trip: 30.06.2017
Dystans: 116.87 km