Dwa lata leśnej tułaczki
Byle przed siebie, byle w głuchy las, byle z dala od zgiełku i miejskiego tłoku. 37 i pół kilometra dzieli moje blokowisko od magicznej granicy ciszy i spokoju. Niecałe dwie godziny łagodnego kręcenia bocznymi uliczkami Gliwic i sąsiednich miejscowości. Kilka wariantów tras dojazdowych, ale cel zawsze ten sam – lasy ziemi rudzkiej i raciborskiej. Przez ostatnie dwa lata poznałem zaledwie ich skrawek na samej granicy województw, a jednak mogę napisać nieskromnie – poznałem więcej, niż oczekiwałem.
Wszystko zaczyna się na moście na rzece Bierwace w okolicy Sierakowiczek. Niedawno w tym miejscu pogłębiono jej koryto i wzmocniono brzegi. Szum wody przepływającej między betonowymi klocami uspokaja zmęczone nerwy. Często goszczą tu minimalistyczni turyści, dla których miejsce wypoczynku kończy się tam, gdzie nie można dalej zajechać samochodem.
Dalej jest las, przed 25 laty dotknięty potężnym pożarem, dziś odradza się na nowo. W lesie najsłynniejsza budowla w okolicy, kaplica Marii Magdaleny zwana potocznie Magdalenką. Główna część z ołtarzem jest murowana, reszta kryje się pod drewnianym dachem. Ławy zrobione z niekształtnych drewnianych beli. Miejsce, w którym zatrzymuje się prawie każdy, jedni się modlą, inni tylko odpoczywają.
Od strony miejscowości Goszyce poprowadzono wąski szlak do kapliczki. Nad Bierwaką wybudowano skromny most. Jest to jedno z najspokojniejszych miejsc jakie znam. Przesiaduję tam często, nigdy jeszcze nikogo tam nie spotkałem.
Za Magdalenką biała droga rozwidla się w trzy kierunki. Droga najbardziej na lewo prowadzi w stronę Rud, nieco pod skosem w stronę Kuźni, na wprost w stronę Kotlarni. Znajduje się tam tablica z poglądowa mapą leśnych traktów. Często zatem jest to miejsce głębokich rozważań rowerowych turystów, którą z nich wybrać, miejsce śmiesznych kłótni i przyjacielskich przekomarzań.
Niezależnie, która z nich zostanie obrana, wprowadza rowerzystę w inny świat, bo o ile wokół samej kaplicy i skrzyżowania można jeszcze mówić o jakiejś „liczności”, o tyle kilka kilometrów dalej człowiek zostaje już zupełnie sam na szlaku. Sam na sam z lasem.
Warto wtedy obrać sobie jakiś cel, punkt na mapie, do którego dziś właśnie chcę dojechać, a przy okazji poznać nowe miejsca po drodze. Nie wszystko na raz, jedno, dwa miejsca dziś, kolejne za tydzień, albo jeszcze później. I gdy wydaje się, że w lesie trudno o takie punkty, okazuje się, że właśnie tu jest ich mnogość. Każda wyprawa musiała więc mieć taki cel. Z początku były to rozsiane po całym lesie pamiątkowe głazy i tablice. Potężna kamienie stawiali głównie leśniczy na pamiątkę upolowania w tym miejscu szczególnej zwierzyny. Raz był to ostatni w tych lasach niedźwiedź (ustrzelony w 1772 roku), innym razem jeleń, czy 5-centarowy dzik.
Inne kamienie pamiętają właścicieli tych lasów, familię von Ratibor. Wyryto na nich ich inicjały lub całe zapisy również upamiętniające jakieś znaczące polowanie.
Po drodze natrafić można również na kamienie i tablice poświęcone współczesnym łowczym, jak i ludziom opiekującym się tymi lasami.
No i w końcu są i takie oznaczające jakieś szczególne miejsca. Jednym z nich jest historyczny dom spotkań myśliwych na wzniesieniu Firsten.
Jest też kilka miejsc, które kryją w sobie pewne historie. Uroczysko Orły to skrzyżowanie pięciu leśnych dróg, które w czasie Powstań Śląskich i walk prowadzonych w tych lasach miało odgrywać kluczowe znaczenie strategiczne w kwestii transportu i komunikacji. Innym miejsce jest Uroczysko Groby Dziewicze, miejsce, w którym według legendy zamordowano dziewczyny wracające przez las z zabawy tanecznej.
Lasy naznaczone są śladami wielkiego pożaru. Dwa szczególne pomniki znajdują się w okolicy Kuźni. Jednym z nich jest wypalony wewnątrz pień.
Drugim, znacznie bardziej znaczącym, jest miejsce śmierci dwóch strażaków w pierwszych godzinach pożaru. Obok symbolicznych grobów postawiono tam krzyż z datą oraz dwie pamiątkowe tablice, ostatnią w tym roku w lipcu.
Na czarnym szlaku rowerowym prowadzącym m.in. przez urokliwy Kozłów znajduje się zwałowisko kamieni z krzyżem. Jest to pomnik ku czci dr Juliusza Rogera, społecznika i lekarza z nieodległych Rud.
W moich wojażach leśnych natrafiłem na trzy wieże obserwacyjne. Jedną zlokalizowaną zaraz obok wspomnianego miejsca pamięci, drugą w połowie drogi do Rud (zwaną wieżą Borowiec), a trzecią odkryłem zaledwie kilka tygodni temu jadąc z Łączy ku Kotlarni, nieopodal alei Szpanweg.
Innymi symbolami upamiętniającymi pożar są niektóre nazwy leśnych traktów, np.: Do Spalonego Dębu, Graniczna, albo…
Wiele miejsc zostało również zagospodarowanych pod ochronę lasu. Małe rozlewiska stanowią dziś zbiorniki przeciwpożarowe, zadbane i ulokowane na niewielkich łąkach pośród gęstwiny lasu.
W okolicy Solarni wygospodarowano szeroką polanę. Miejsce to nazywane jest lotniskiem. Nie wiem, czy kiedykolwiek z niego korzystano po 1992 roku. Na początku pasa startowego znajdują się dwa potężne zbiorniki w postaci czerwonych cystern umieszczonych na wysokich górkach. Jest to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w okolicy.
Niezbyt liczne, ale za to niezmiernie urokliwe są drewniane budowle stawiane bądź to w samym lesie, bądź na brzegu niewielkich oczek wodnych. Budują je koła łowieckie, albo samo nadleśnictwo. Nigdy nie spotkałem tam ani jednej żywej istoty, ale to zapewne kwestia szczęści, zbiegu okoliczności.
Nadleśnictwo stawia też spore pasieki. Tę jedyną w swoim rodzaju odnalazłem przypadkiem. Był to jeden z tych dni, gdy po lesie błąkałem się zupełnie bezcelowo. Budynek nosi nazwę „Abraham” i nie potrafię do dziś podać jego dokładnej lokalizacji. Na desce poniżej wymalowano datę: 16 maja 19…0. Trzecia cyfra roku jest nieczytelna, ale może to być 3 albo 8.
Jednym z najbardziej tajemniczych i jednocześnie niezwykle trudno dostępnych miejsc jest skromna polanka na skraju iglastego lasu, na której stoi dobrze zachowana betonowa kapliczka. Niezwykle urokliwa, schowana w gęstwinie. Nie znam jej historii, ale miłośnicy tajemnic mogą odczytać ją z widniejącego na filarze herbu i daty 1890.
Współczesnym elementem wystroju stylizowanej na średniowiecze kapliczki są zdjęcia Jana Pawła II ułożone z trzech stron fundamentu.
Między Kuźnią i Rudą poprowadzono asfaltowy szlak. Jest to mniej spokojny fragment lasu, bo wielu amatorów rowerowej turystyki wybiera właśnie ten trakt by w miarę bez bólu dupy przemieścić się między tym dwoma miasteczkami. Mimo niekiedy srogiego obłożenia i tak jest tam pięknie, zwłaszcza, gdy na niebie pojawiają się pojedyncze chmury, a na ziemi zaczyna się gra światła i cienia.
Gdy wracam z lasu zawsze odwiedzam miejsce, które stało się już symbolem moich wypraw. Duży staw, mnóstwo rozłożonych wokół niego wędkarzy, szczęśliwie biegających dzieci i przedziwnie rodzinna atmosfera. Sympatyczni właściciele witają swoich gości uśmiechem. Porzucam rower na brzegu, zawsze siadam na drewnianym pomoście. O godzinie 16:22 (dokładnie) pierwsze promienie słońca chowają się za liście rozłożystego grabu. Z każdą minutą pomost zaczyna tonąć w przyjemnym cieniu. Od wody wieje orzeźwiający wiatr. Ambrozja smakuje tam, jak nigdzie indziej na świecie.
I tak jest za każdym razem. Nawet jeśli po drodze do domu dopada mnie deszcz…
…i tak reszta wędrówki obfituje w przyjemne, wiejskie krajobrazy.
Zdjęcia z wypraw z lat 2016-2017.