Bike Expo 2017 Część III: Akcesoria
Drugi rynek. Akcesoria, gadżety, wynalazki, patenty. Czyli wszystko to, o czym producenci rowerów i firmy branżowe każą nam myśleć w kategorii „must have”. Nieco po macoszemu potraktowałem tę kategorię, bo niestety była najobszerniejsza. Przedstawiam zatem skrót skrótu mojej bieganiny między stoiskami. Tylko perełki.
Część trzecia - akcesoria.
Elite. To głównie trenażery. Niestety to jedna z moich najbardziej znienawidzonych marek. Mój bottle cage sygnowany tą marką po jakichś 6 miesiącach wygląda jakbym nie woził go w koszyku na bidon, a ciągnął za sobą na sznurku po żwirze. Domyślam się, że z bidonami było by tak samo. Elite to sprzęt niemal jednorazowy:
Koszyki z linii Custom Race to mega porażka jakościowa. Plastik ładny, błyszczący – do pierwszego użycia. Mam dwa takie kosze kupione przy okazji zamykania zabrzańskiego Decathlonu. Mało używane w rowerze żony i tak wyglądają, jakbym miał je kilka lat. Mocno, bardzo mocno przereklamowany towar:
Abus. Niemiecki producent zabezpieczeń i kasków pokazał bardzo pokaźną kolekcję:
Mnie szczególnie zaciekawiły ultralekkie kaski triatlonowe:
Catlike. Mało znana marka. Droga. W łaski klientów wkupia się świetnym designem swoich kasków:
Uvex. Tyle samo kasków, co konkurencja. Oczopląs:
Rudy Project. Droga koncepcja, kaski i brele raczej nie odbiegające od innych, ale ponoć mają „duszę”, za którą niektórzy są skłonni wybulić ciężkie szekle:
Topeak. Droga, może nawet trochę przereklamowana marka, ale z kilkoma konceptami wartymi odnotowania. Po pierwsze świetny pomysł na mocowanie telefonu w postaci uchwytu montowanego zamiast kapsla sterów:
Po drugie bardzo szeroki wybór multitooli i narzędzi. Znów cena trochę upadla człowieka:
Lezyne. Jedna z solidniejszych marek na rynku. Zdecydowany lider jakościowy, ale niestety bardzo drogi. Pokazana oferta objęła m.in. spektrum miliona modeli aluminiowych pompek:
Były też moje ulubione lampki znane mi z reklam w angielskojęzycznym magazynie What Mountain Bike. Tylko znów coś jest nie tak. Niestety ta cena!
Dystrybutor Lezyne oferuje również produkty marki Blackburn, w tym bardzo efektowne koszyki. Cena również zabija – prezentowany na zdjęciu karbonowy model 16 Brams: 229 zł:
Dragon. Najdziwniejsze stoisko na targach. Firma pokazująca, że jak się chce, to nawet na smrodzie i gnojowicy da się w Polsce zrobić interes. W ofercie szerokie spektrum zaawansowanych masek przeciwsmogowych głównie dla sportowców. I ten jakże wiele mówiący dopisek: „…z Krakowa”!
Podsumowanie.
Jak widać na targach można zobaczyć wiele, może mniej niż w necie, ale za to można dotknąć, usiąść, wpasować się, a nawet się przejechać. Żeby ogarnąć wszystkich wystawców trzeba by mieć z lekko tydzień. Widać, że rynek rowerowy w Polsce ma się całkiem nieźle, a po ilości zwiedzających można wnioskować, że tendencja będzie rosnąca. Coraz więcej obywateli już nie tylko chce mieć jakiś rower, ale chce mieć już „konkretny” rower, a to napędza koniunkturę. Ceny wciąż poniżej oczekiwań – jest drogo, a rzekłbym, bardzo drogo.
Z targów wracam napakowany makulaturą i giftami. Poza wspomnianym w poście wcześniej ekstra prezentem od dystrybutora XLC, przygarnąłem kilka numerów branżowych czasopism i bogatą bibliotekę bardzo ładnie wydanych katalogów.
Pozdrawiam Czytelników.