Zimowa pętla na stare lata

Jedna z nielicznych okazji, by jak dawniej za młodych lat pokulać się starym rowerem po gęstym śniegu. Zimowa aura idealnie wpasowała się w mój kolejny długi weekend. W noc napadało obficie, rankiem krajobraz zamienił się w bajkę. Moja baza wypadowa to tradycyjnie rubieże konurbacji. Ruszam poczciwym Emre. Przywrócony do życia po roku niebytności rower sunie po świeżym puchu niczym pociąg po nowiutkich torach. Nie ma mrozu, ale śnieg nie topnieje zbyt szybko. Najwięcej jest go oczywiście na leśnych traktach, ale i osiedlowe uliczki długo pozostają białe.



Moja zimowa pętla to tradycyjnie 25 kilometrów wokół bytomskich miejscówek. Ruszam przez Miechowicką Ostoję Leśną do Dąbrowy Miejskiej. Tam oczywiście witam na kufelku w Restauracji pod Dębem i choć niewiele się tu zmieniło na lepsze, to choć przez chwilę posiedziałem w cieple przy zacnej ambrozji.





Dalej ruszam niebieskim szlakiem ku Dolomitom. Na Dolinie też próbuję wciągnąć co nieco, ale jest zamknięte. DSD już nie żyje, kilka razy trafiło pod młotek. Ośrodka nie chce ani prywaciarz ani miasto, choć to jedno z najpiękniejszych miejsc w całej okolicy. Gdybym miał te 2,5 miliona kupiłbym bez wahania ten kawał śląskiej historii. Tymczasem na stoku mnóstwo ludzi, totalny ropiernicz. Kilkuletnie dziatki zjeżdżają z samej góry na sankach z drewnianej sklejki. To wszystko ku uciesze ich niedorozwiniętych rodziców. To miejsce do niedawna było symbolem moich zimowych wypraw, dziś wolę oddalić się czym prędzej. Może te dobre czasy jeszcze tu wrócą.








Wdrapuję się na Red Rock. Na górze dwoje innych zimowych zapaleńców na rowerach. Są też kijowcy. W zrujnowanym budynku dyrekcji kopalni u podnóża hałdy trwa strzelanina. Chłopaki ganiają się z pistoletami, których okrągłe magazynki wypełnione są kolorowymi kulami. Świetnie komponują się z otoczeniem. Co jakiś czas do uszu dobiega soczysta obelga – symbol naszych czasów i sprowadzania wymiany informacji do kilku podstawowych słów pochodzenia łacińskiego. Na górze wciąż stoją ławki, tablica informacyjna padła jakieś trzy sezony wcześniej. Piękny widok na Tarnowskie Góry pozostał niezmienny.










Przez Sieget i Stolarzowice wracam do bazy. Śnieg nieco się rozmókł. Nie tak znów stare klocki hamulcowe Alhongi po zetknięciu z solą rozpuściły się na obręczach. Pierwszy raz w życiu widziałem coś podobnego. Jeszcze tego wieczora trafiły do hasioka. Cztery godziny zimowej tułaczki przypomniały mi te stare czasy, gdy człowiek za młodu wręcz czekał na tę mroźną i słoneczną sobotę czy niedzielę, by wyruszyć na zasypane śniegiem wioski. Dziś słońce zostało za grubą warstwą chmur i smogu. Ale i tak warto było rozruszać stare kości w coraz to rzadszej zimowej oprawie.

Trip: 21.01.2018
Dystans: 24.90 km