Na prochowni ciągle hasiok

Jedno z fajniejszych miejsc, do którego zawsze wracam z sentymentem. Zawsze też z nadzieją, że coś tam się zmieniło, coś drgnęło w jedną, albo w drugą stronę. Stare zabudowania boruszowickiej papierni  są bowiem wciąż na rancie między kompletnym upadkiem, a ciągłymi zmianami w zagospodarowaniu terenu pod kolejne działalności. Teraz część placu zajmuje baza transportowa, a przynajmniej tak to z grubsza wygląda zza bramy. Reszta zakładu stoi i niszczeje. Tradycyjnie w portierni impreza – od kiedy pamiętam, zawsze gdy podjeżdżałem pod frontową bramę, w budynku obok trwała biba. Nie tam się jednak kierowałem tego popołudnia. Postanowiłem odświeżyć sobie krajobraz najstarszej części zakładu, która ukryta jest w lesie na uboczu, wyraźnie poza polem widzenia i działania rozbawionych ochroniarzy. Nawet poza polem widzenia samej satelity Gógla. Chciałem tam dojechać latem, lecz okazało się, że bujna roślinność  skutecznie nie dopuściła mnie w to tajemnicze miejsce. Wróciłem zatem jesienią.



Ceglany rzędowy budynek być może jest najstarszą częścią zakładu. W latach 1894-1924 działała tu fabryka materiałów wybuchowych zbudowana ponoć na fundamentach zlikwidowanej huty. Po podziale Górnego Śląska fabryka trafiła w granice Polski. Nadal była jednak zależna od niemieckiego właściciela i to w zasadzie doprowadziło do jej upadku. Nie mogła produkować dla kopalń niemieckich, polskie nie chciały od niej kupować. Tymczasem w niedalekiej okolicy wybudowano piękną kolonię robotniczą, która do dziś przynajmniej z zewnątrz zachwyca oko. Nowa era zakładu to już rok 1929 i rozpoczęcie produkcji papieru. Dawną fabrykę rozbudowano, w latach realnego socjalizmu podporządkowano zakładom kaletańskim, a rzeczony obiekt wobec dynamiki rozwoju stracił na znaczeniu. Prawdopodobnie te ceglane mury od początku lat 30. ubiegłego wieku po sam koniec działalności papierni w 2009 roku pełniły już wyłącznie funkcję magazynową.



Poszczególne segmenty budynku tworzą oddzielone od siebie pokoje, do których można wejść tylko z zewnątrz. Pomieszczenia mają różną wielkość i być może przemieszczano się między nimi  tunelem, który prawdopodobnie ciągnie się na całej długości budynku. Sam bym do niego nie wlazł, ale widziałem zdjęcia potwierdzające, że takowy istnieje. 



Pośród gruzu, gęstej ściółki i połamanych drzew znaleźć można stare chemikalia i inne groźne śmieci. Będąc tu przed laty sam natrafiłem za to na bardzo fajne szkło laboratoryjne zagnieżdżone w drewnianej obudowie. Był wczesny październik 2013 roku, fota by Goofy. 


I przez te cztery lata nic się nie zmieniło. Pozbawiony w większej części dachu budynek kryje pośród swych murów prawdziwe wysypisko. I nie jest to wysypisko stare. Na leżących tam opakowaniach można znaleźć datę produkcji z lat 1998 czy 2000. 






Grube mury w całości wykonane z czerwonej cegły. Uwielbiam ten klimat, a zwłaszcza, gdy komponuje się on z przyrodą.  Na takich ceglanych ścianach nawet stara „ociepa” wygląda bardzo ciekawie.





Z rzeczy ciekawszych, a tyczących się tematu czerwonej cegły i boruszowickiej papierni, to należy nadmienić, że gdzieś mniej więcej w centralnej części zakładu znajduje się podziemne pomieszczenie ze sporej wielkości zbiornikiem. Dziś jest ono już całkowicie zalane, ale jeszcze cztery lata temu udało nam się tam wejść po metalowych schodkach. Ściana obok tych schodów zbudowana była z cegieł, które miały wytłoczony napis „ZC Czarny Las”. Ten jeden jedyny raz w życiu widziałem takie cegły. Skrót ZC zapewne można odczytać jako Zakłady Ceramiczne. Prawdopodobnie chodzi o nieczynną już dziś cegielnię w okolicy Woźnik, ale to już moje gdybanie nie poparte na dzień dzisiejszy żadnym linkiem źródłowym. Piękna ściana.


Do Boruszowic udam się tej wiosny. Jest tam jeszcze kilka miejsc, które widziałem podczas letnich wędrówek po okolicy, a na które zabrakło mi prądu w aparacie. Tymczasem wracając do domu przez tarnogórski węzeł kolejowy przejeżdżam obok mojej ulubionej hali napraw i widzę, że oto idzie nowe. Do hali już wejść nie można – zabezpieczono bramę i zamurowano parterowe okna, torowiska wokół elewatora zostały wykarczowane, a pod tory nasypano nowy tłuczeń. Czyżby do hali po kilku latach osamotnienia na uboczu powracało kolejowe życie? Będę to z wielką przyjemnością obserwować. 




Trip: 21.10.2017
Dystans: 87.27 km