Bliskie strony: PGR Wesoła
Stara, zdezelowana skoda bezwładnie toczy się po
dziurawej drodze. Ciągnie za sobą przyczepę wypełnioną gruzem, popękanymi
niebieskimi płytkami i kilkoma czarnymi workami z resztą poremontowych śmieci.
W środku dwóch mężczyzn, którzy za chwilę rozładują małą przyczepę pozbywając
się niepotrzebnych odpadów. Nie spieszą się, od głównej drogi dzieli ich jakiś
kilometr, a wokół żywej duszy. Bo rzadko już ktokolwiek zapuszcza się w tę
okolicę. Zdarzy się zabłąkany turysta, ale sporadycznie. Znacznie częściej bywają
tu tacy, jak ci dwaj. Pomiędzy starymi murami obory powstało wysypisko, z
którego bez skrępowania coraz częściej korzystają pomniejsze firmy
remontowo-budowlane. Takiego losu doczekało się największe gospodarstwo rolne w
Zabrzu. Dziś już istniejące jedynie na starych mapach, bo miasto potrzebowało
nowego oddechu – strefy ekonomicznej, której budowa i uzbrajanie właśnie
dobiegły końca. Z końcem 2015 roku PGR Wesoła zniknął na zawsze.
Był to typowy obraz dla rozkwitu przemysłowego
Górnego Śląska: chłop siejący zborze na tle dymiących kominów kopalń i hut. W
oddali hałda, wówczas jeszcze nie za wysoka, ale dopełniająca krajobraz. Oba
plany tego obrazu łączyło jedno – wspólny właściciel; ziemie kupowane były
przez przemysłowców nie tylko pod inwestycje, ale także jako majątki, na
których budowano ich siedziby oraz przejmowano lokalne wioski wraz z
mieszkańcami, w zdecydowanej większości utrzymujących się z roli. Choć dziś
wydaje się to faktem nieco zapomnianym, a wręcz w literaturze
zmarginalizowanym, gospodarka rolna miała równie ważny status w rozwoju
regionu, co przemysł wydobywczy. Priorytetem było zapewnienie odpowiedniej
ilości żywności dla mas pracujących. Właściciele doskonale rozumieli zależności między dostępnością
artykułów spożywczych na lokalnym rynku a wydajnością pracy. Status gospodarstw
tych nie zmalał po zakończeniu II wojny, a wręcz w czasach realnego socjalizmu
nabrał znamion jednej z priorytetowych gałęzi starowanej centralnie gospodarki
planowej. Różnica była jednak znacząca – wywłaszczenie (a raczej wygonienie) niemieckich
gospodarzy z gospodarstw górnośląskich poskutkowało obniżeniem jakości
produkcji względem ilości. O ile w innych miejscach Polski wariant jakościowy
nie odgrywał jeszcze wówczas tak wielkiej roli, to w naszym regionie miał
znaczenie szczególne. Wszakże w połowie ubiegłego wieku, po stu latach od
uruchomienia pierwszych wydajnych hut, gleby przyjęły już swój promil
zanieczyszczeń, za którymi w końcu poszło obniżenie zdrowotności plonów. A
jednak żadne z poniemieckich gospodarstw nie zostało pozostawione samo sobie. W
samych tylko Mikulczycach nadal funkcjonowały trzy, niepodzielone, pracujące
niby według socjalistycznych planów, lecz w rzeczywistości w trybie
identycznym, jak czynili to niemieccy właściciele. Tylko gospodarz był inny,
mniej zaradny, uzależniony od partyjnego włodarza.
Nie łatwo jest ustalić, kiedy wybudowano folwark.
W roku 1830 pobliskie ziemie wraz ze wsią Mikulczyce stały się własnością
rodziny Henckel von Donnersmarck. Siedem lat później na południu, w okolicy
dzisiejszego osiedla Kopernika, wybudowano ogromny folwark Nowy Dwór. W tym
czasie ziemie te przynależne były administracyjnie do powiatu bytomskiego,
który dokładnie w połowie 1873 roku został ponownie podzielony. Mikulczyce
trafiły pod zarząd tarnogórski, spod którego z kolei wyłączono tereny Wesołej i
wcielono do nowego Toszecko-Gliwickiego (Tost-Gliewitz). Z udostępnionych w
sieci dokumentów wynika, że w czasie administracyjnej roszady właścicielem ziem
na północ od Mikulczyc był książę Hohenlohe-Ingelfingen z Koszęcina. Choć
imienia nie podano, zapewne chodzi tu o nijakiego Adolfa, któremu jak na złość
akurat w tym samym roku się zmarło. Dalej dowiadujemy się, że jego folwark
rozciągał się na obszarze 223 morgów (1 morga to tyle, ile chłop mógł zaorać w
jedno przedpołudnie jednym zaprzęgiem, lekko licząc wychodzi ok. 0,57 ha), z
których dokładnie 171 akrów stanowiła ziemia rolna, 41 łąki i aż 11 woda w
postaci strumieni i zbiorników (1).
Dla porównania powstałe w 1837 roku gospodarstwo Neuhof liczyło 291 morgów i jako
własność Hugo Grafa urzędującego w Nakle w całości stanowiło ziemię rolną (2).
W 1885 roku Wessolla miała 57 mieszkańców i w statystykach sądu
administracyjnego w Tarnowskich Górach figurowała jako oddzielna miejscowość (3).
Być może było to wynikiem ponownego przeniesienia tych ziem po śmierci
właściciela pod zarząd Donnermarcków, którzy wykupili tamtejsze pola górnicze: Zabrze, Deutch Lothringen, Jungfrau Metz, Saargemünd oraz główne i największe Neue Abwehr i rozpoczęli już w 1901 roku ich eksploatację.
Na mapach sprzed I wojny widnieje jako Vorwerk
Wessolla, potem po 1934 roku jako Vorwerk Abwehr, po 1952 roku znów jako
Wesoła, ale już w polskojęzycznym brzmieniu. Gospodarstwo obejmowało już wtedy obszar
około 130 hektarów, graniczyło z dwoma kopalniami oraz kolejnym wielkim
gospodarstwem Augustenhof, leżącym po drugiej stronie obecnej ulicy Ofiar
Katynia.
W obrębie dawnego PGR-u kręciłem się na rowerze
wielokrotnie długo przed tym, jak kupiłem pierwszy aparat. Prawdopodobnie w kwietniu
2009 roku udało mi się zrobić jedne z ostatnich zdjęć tamtejszych zabudowań.
Wtenczas ktoś jeszcze tam mieszkał, wyraźny jazgot psów skutecznie zniechęcał
do zbliżania się do frontowej bramy. Pobrzeżne budynki były już w stanie daleko
posuniętego rozkładu: pozawalane dachy, powyrywane kraty z okien, sypiący się
tynk. Udało mi się zrobić kilka zdjęć z boku, by nie narażać się w tym dość
odosobnionym miejscu na czyjąś interwencję.
W sieci udało mi się nawet odnaleźć kilka zdjęć
autorstwa H. Meisel, które datowane są na maj 2010 roku, choć mam wrażenie, że
data publikacji jest znacznie starsza, niż ich wykonanie. Wskazuje na to
całkiem dobry stan techniczny budynków pomimo dość znacznego zaniedbania
terenu (4).
Gdy teren przeznaczono pod strefę inwestycyjną, po
zabudowaniach PGR pozostały zaledwie szczątki murów. W 2013 roku wycięto ogromy
drzewostan przy głównej drodze dojazdowej do gospodarstwa – jak zwykle okazało
się to „niezbędne” przy tego typu inwestycji. Odsłonięto też kilka zapomnianych
miejsc. Jednym z nich jest pomnik ku czci ofiar tragedii z 10 stycznia 1923
roku, która miała miejsce w pobliskiej kopalni Mikulczyce. W wyniku podziemnego wybuchu zbiornika lokomotywy śmierć poniosło 45 górników - historię tę oraz związaną z nią tajemnicę pobliskiego Szybu Jan opiszę w następnym poście. Odkrycie po wielu latach zniszczonego w okresie powojennym pomnika rozpoczęło pewną debatę o tym, w jaki sposób w Zabrzu dba się o historię – z
jednej strony bogate inwestycje przy udrażnianiu Głównej Kluczowej Sztolni
Dziedzicznej prowadzone w samym sercu miasta, z drugiej osamotnione i
zniszczone pomniki na rubieżach zabrzańskiej dzielnicy. Pod koniec 2015 roku, gdy miasto wchodziło w ostatni etap budowy infrastruktury dla nowej strefy ekonomicznej, pomnik został należycie wyeksponowany. Pozostawiono go w pierwotnym miejscu i ułożeniu, od frontowej strony otoczono chodnikiem, postawiono ławeczki, wydzielono kwiatowe rabaty. Dziś ustawiony w niewielkiej niecce budzi spore zainteresowanie. Być może w dalszej fazie miasto zdecyduje się również na odnowę tablicy.
Drugą nie lada atrakcją okazało się odsłonięcie
ceglanych zabudowań znajdujących się we wschodniej części gospodarstwa w
okolicy ulicy Pod Porem. Znajduje się tam kompleks czterech zakopanych pod
ziemią do mniej więcej 2/3 wysokości budowli o dosyć niejasnym przeznaczeniu.
Całkowicie zadaszony został tylko jeden obiekt, reszta albo została zniszczona,
albo zawaliła się sama. Przez fora przetoczyła się informacja, że są to
pozostałości po obozie jenieckim kopalni Abwehr. I ta informacja wydawała się
bliska prawdy, gdyż do samej kopalni jest zaledwie pół kilometra, a budynki
postawiono przy samej drodze. Wątpliwości wzbudził jednak fakt, że obiekty były
ceglane, co jak na owe czasy stanowiło (przynajmniej dla jeńców) dosyć wysoki
standard, a dla samej Rzeszy znaczny koszt budowy. Z relacji świadków owych
czasów wynikało, że w obozie stały drewniane baraki i był on usytuowany w
zupełnie innym miejscu. Mit upadł, ale przeznaczenia budynków nadal nie
odgadnięto.
Przypuszcza się, i według mnie jest to znacznie
bliższe prawdy, że mogły to być magazyny na żywność. Budynki zakopane i
przysypane ziemią, na których dachach rosły drzewa idealnie trzymały wewnątrz
niską temperaturę, a do tego były niewidoczne z góry, co chroniło je przed
zniszczeniami związanymi z ewentualnymi wojennymi bombardowaniami, zaś
lokalizacja na obrzeżach gospodarstwa w pobliżu drogi ułatwiała transport.
Wraz z budową drogi łączącej ulice Goduli i Pod Borem obiekty zostały całkowicie wyburzone. O ich dawnej obecności świadczy dziś jedynie ceglany gruz zmieszany z ziemią. Nowa droga przebiega dokładnie w miejscu, gdzie stał najlepiej zachowany budynek.
Dziś teren Wesołej podzielony został na 42 działki
inwestycyjne. Powstaje tu spora strefa ekonomiczna, duma pani prezydent miasta.
Po drugiej stronie ulicy łączącej Mikulczyce z Rokitnicą przed wielu wielu
laty, około 2009 roku, na gruntach innego folwarku pewna indonezyjska firma
miała wybudować nowoczesne osiedle z polami golfowymi i wysokim murem wokół.
Nowa Rokitnica nigdy nie powstała i nadal króluje tam przyroda i zdrowy duch
historii. Oby jak najdłużej.
Źródła:
(4) Panoramio
Trip: 20.04.2009 oraz 08.05.2016
Dystans: 14,55 km
Aktualizacja wpisu: 09.05.2016
Aktualizacja wpisu: 09.05.2016