Tragedia w Kopalni Abwehr
10 stycznia 1923 roku w podziemiach Kopalni Abwehr / Donnersmarckhütte, jak na owe czasy jednej z najnowocześniejszych i wydawało by się najbezpieczniejszych kopalń na Górnym Śląsku, doszło do wielkiej tragedii: w wyniku podziemnego pożaru śmierć poniosło 45 górników. Awarii uległ tłok silnika lokomotywy, którego wyskok z cylindra spowodował rozerwanie przewodów paliwowych i wyiskrzenie, co doprowadziło do zapłonu zbiornika z 50 kilogramami paliwa benzolowego. Sam wybuch zbiornika byłby zapewne niegroźny, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie doszło do przerwania rurociągu ze sprężonym powietrzem, w wyniku czego w pokładzie rozszalał się pożar, który natychmiast objął drewnianą obudowę chodnika. Pracujący tam górnicy zatruli się gazami pożarowymi. W czasie akcji ratowniczej nie udało się wydobyć zwłok żadnego z nich. Pokład Hugo, w którym rozegrała się ta tragedia, znajdujący się na głębokości 282 metrów został zawalony, a w celu zabezpieczenia pozostałej części kopalni przed ogniem i dymem, odcięto go tamami pożarowymi. Dopiero po 8 miesiącach od tragedii, 29 sierpnia 1923 roku, specjalnie drążonymi tunelami dotarto do zawalonego chodnika. Wydobyto z niego 27 zwęglonych ciał. Z powodu zniszczeń nie podjęto ryzyka wydobycia z głębin ciał pozostałych 18 górników. Ciała 19 z 27 wydobytych górników pochowano na cmentarzu w Mikulczycach, pozostałych 8 w ich rodzinnych wsiach.
Imiona i nazwiska zmarłych podano trzy dni po katastrofie w polskojęzycznym czasopiśmie Katolik. Wówczas w publikacji pominięto dwóch górników, którzy zginęli oraz napisano o tym, że z tragedii z życiem uszło trzech, gdy w rzeczywistości z ogarniętego pożarem chodnika udało się uciec tylko dwóm. Te fakty wyszły jednak na jaw znacznie później (1).
W 1925 roku ku czci tych 18 górników, którzy tego pamiętnego dnia nie zdążyli już wyjechać na powierzchnię, a ich ciała na Zasze pozostały pod ziemią, postawiono niewielki pomnik. Znajduje się on dokładnie nad miejscem tragedii, na terenie dawnego PGR-u Wesoła, obecnie na obszarze nowej strefy ekonomicznej w Zabrzu. Umieszczono na nim imiona i nazwiska ofiar. W okresie powojennym, w czasie daleko idącego procesu odniemczania ziemi górnośląskiej, obok oczywistych zmian nazw miast czy ulic, nie oszczędzono również miejsc historii i z pomnika zryto niemiecko brzmiące imiona górników oraz zapewne napis informujący o tragedii; pozostawiono tylko datę.
Ta krótka historia, znana nielicznym, zapewne i mi byłaby obca, gdyby nie częste wizyty w okolicy Kopalni Mikulczyce, a zasadniczo w pewnej jej części. Od połowy 2011 roku niemal codziennie obserwowałem dewastację jednego z tamtejszych nadszybi. Znajdujący się w odległości kilku metrów od ulicy Kopalnianej ceglany budynek wzbudzał powszechne zainteresowanie, zarówno moje, jak i nieustannie kręcących się tam licznych grup złomiarzy. Nadszybie wraz z pobliską halą zostało opuszczone przez zakłady wodociągowe. Od strony ulicy postawiono mur z betonowych płyt, zaś okna hali, niegdyś kopalnianej łaźni, zamurowano białymi pustakami. Prowizoryczne zabezpieczenia wystarczyły na kilka dni.
Wkrótce miało się okazać, że niska wieża szybowa to część najstarszego szybu górniczego w Mikulczycach, którego budowę rozpoczęto w 1901 roku. Początkowo nosił nazwę Adolf, zaś po wojnie przemianowano go na Jan. Szyb miał głębokość 282 metrów i właśnie ta liczba magicznie powiązała historię wypadku z 1923 roku z tą nieszczęsną dewastacją starego nadszybia z początku drugiej dekady XXI wieku. O szybie i jego historii zrobiło się głośno pół roku później. W kwietniu 2012 roku sprawą zainteresowała się nawet Gazeta Wyborcza. Na temat dość mglistej tajemnicy tego miejsca wypowiedział się lokalny historyk, Dariusz Walerjańsdki, który obok potwierdzenia historycznych doniesień o liczbie ofiar dodał jeszcze: „Można więc powiedzieć, że odkryty szyb to droga, która prowadzi na podziemny cmentarz” (2). Ta informacja mocno mnie zelektryzowała. Postanowiłem w miarę możliwości uwiecznić jeszcze to, co wówczas stało.
W 2012 roku szyb nie był jeszcze zabezpieczony. Przez otwarte czerwone wrota można było zajrzeć do wewnątrz. Szyb był zalany, zaś w wodzie zanurzona była klatka, która wisiała na setowej linie nawiniętej na bęben maszyny wyciągowej. Po obu stronach wieży szybowej znajdowały się takie maszyny, nie posiadały one już jednak elektrycznych silników, które zapewne zostały zdemontowane znacznie wcześniej. W końcowej fazie eksploatacji szybu, służył on jako studnia głębinowa. Już wówczas skrócono jego wieżę, a nadszybie wykorzystano jako maszynownię.
Gdy rozbiórka budynku posunęła się już bardzo daleko pojawiło się realne zagrożenie, że któregoś dnia ktoś w końcu wpadnie do szybu i utonie. Chodziło nie tylko o samych złomiarza, czy przypadkowych ciekawskich, ale przede wszystkim o dzieci z pobliskich osiedli, które upodobały sobie stare nadszybie za miejsce zabaw. Wlot do szybu zasłonięto betonową wylewką pozostawiając wieżę i resztki ceglanego muru. Na hali pomp zamontowano alarm. Rozmontowano wszystko co się dało. Na zębatym kole bębna widać było ślady cięcia palnikiem, co wskazuje, że resztkami infrastruktury zainteresowali się jacyś bardziej wyspecjalizowani złodzieje. W kilka dni zniknęły potężne, pomalowane na czerwono, wrota. Wraz z zabetonowaniem szybu, zamknięto też drogę dla duchów kopalni – duchów uduszonych tu górników. A może udało im się uciec przez ten krótki czas, gdy szyb stał otwarty na nasz świat?
Ciekawostka. Wszelkie dostępne źródła podają, że kopalnia w Milukczycach rozpoczęła wydobycie 22 sierpnia 1906 roku pod nazwą Donnersmarckhüttegrube. Taką nazwę znajdziemy też na mapach z tego okresu (1917, 1923 oraz 1926). Nazwa ta miała obowiązywać do roku 1927, gdy po przyjęciu do Gwarectwa Castellengo-Abwehr zmieniono ją na Abwehrgrube. Tymczasem w przedstawionych powyżej artykułach z Katolika (1923) i Oberschlesien im Bild (1924) użyto już wówczas nazwy Abwehr. Nazwy tej użyto również do opisu zdarzenia w publikacji wydanej przez Stowarzyszenie Urzędników–Techników Górniczych Górnego Śląska z 1930 roku. Z czego zatem wynika ta nieścisłość? Zapewne chodzi o to, że kopalnia traktowana była jako zakład wydobywczy dla potrzeb huty Dannersmarcka w Zabrzu. Pierwszym chodnikiem mikulczyckiej kopalni było przedłużenie ze znajdującej się obok wspomnianej huty Kopalni Concordia. Nijako zatem kopalnię oddaloną o jakieś 5 kilometrów od huty traktowano jako jej integralną część. Ponieważ jednak pierwsze wydobycie w Mikulczycach rozpoczęto na polu Neue Abwehr (nadanym już w 1830 roku), być może nieoficjalnie właśnie od nazwy tego pola nadano też nazwę całej kopalni. W latach 1906-27 kopalnia była własnością spółki Donnersmarckhütte i być może dlatego w oficjalnych dokumentach wymienia się właśnie tę nazwę. To jednak tylko moje przypuszczenia do rozważenia przy mocniejszym piwie.
Źródła:
(1) Zdjęcia czasopism oraz informacje pochodzą z publikacji na stronie zabrze-aplus.pl;
Tripy: 12.12.2011, 18.12.2011 i 31.05.2012
Całkowity dystans: 36.17 km