Bliskie strony: stare ogrodnictwo
Miejsce, o którym dziś piszę, w zasadzie istnieje i… nie istnieje. Za bajtla mój dziadek chętnie zabierał mnie do ogrodnictwa usytuowanego przy drodze z Rokitnicy na Helenkę, na miejscu kupował zioła i czasem sadzonki kwiatków na groby. Wyprawa do ogrodnictwa była dla mnie fascynująca, pachniało tam niesamowicie. Pamiętam, że wzdłuż drogi zbudowanej z grubych sześciokątnych płyt stały ogromne betonowe donice zawsze usiane kolorowymi kwiatami. Za nimi znajdowały się szklarnie, a w ich oknach o każdej porze dnia odbijało się słońce. Niewiele pamiętam poza tym, że lubiłem tam chodzić.
Dziś po dawnym ogrodnictwie pozostała sucha ziemia. Od wielu lat ze smutkiem obserwowałem, jak moje ulubione miejsce spacerów sprzed lat popada w coraz gorszą ruinę. Pewnego dnia zostało opuszczone i zdewastowane. Jeszcze w 2011 roku stało tu 16 potężnych szklarni połączonych wspólnym korytarzem. Trzy z nich miały już tylko stalową konstrukcję bez szyb. Na końcu znajdowała się potężna kotłowania wybudowana prawdopodobnie w latach 60. wraz z budynkiem administracyjno-mieszkalnym, zaś po prawej stronie od bramy wjazdowej stary opuszczony już od wielu lat dom. W ruinach znaleźć można było setki glinianych doniczek, fabrycznie zapakowanych odczynników chemicznych, czy nawet mebli. Gdy teren opustoszał całkowicie, najpierw ukradziono bramę, a potem dewastacja ruszyła już na całego. Metalowe konstrukcje szklarni i trzy potężne kominy kotłowni zniknęły w kilkanaście dni. Pozostało szkło, przerażająco dużo szkła.
Poniżej zamieszczam trzy zdjęcia głównej bramy szklarni odpowiednio z 2009, kwietnia i końcówki grudnia 2012 roku, by zobrazować jak szybko z niepilnowanego terenu znikały potężne konstrukcje.
Ogrodnictwo jest jednak znacznie starsze, niż budynki i szklarnie, które do niedawna mu służyły. Teren ten został zagospodarowany na początku lat 20. ubiegłego wieku przez niemiecką szkółkę hodowlaną rodziny Späth. Franz Ludwig Späth był założycielem szkółki ogrodniczej w Neue-Britz, nowo rozbudowanej części miasta, w której osiedlił się w celu prowadzenia eksperymentów botanicznych. Tam też w roku 1885 przychodzi na świat jego syn, Hellmut, który po zakończeniu I wojny przejmuje spadek po zmarłym w 1913 roku ojcu. Rozpowszechnia on szkółki nie tylko w Niemczech, ale także w innych krajach Europy. Flagową inwestycją dla interesów Späthów okazała się budowa ogrodu wokół domu Gustava Meyera w Berlinie w roku 1874, który stał się obiektem pożądania wielu zamożnych rodzin, także tych mieszkających na Górnym Śląsku. Rozbudowa berlińskiego parku oparta była na zasadzie prowadzenia szkółki ogrodniczej, stąd często w literaturze natrafić można na berliński ślad początków działalności rodziny Späthe. Popyt na atrakcyjne, zdrowe, egzotyczne i odporne na zanieczyszczenia przemysłowe rośliny był duży. Rokitnica nie przypadkowo stała się miejscem inwestycji Hellmuta Späthe. Jakieś 300 metrów od bramy szkółki (na mapie w ramce czerwonej) znajdowała się uliczka Graf Franzstrasse (obecnie Śniedeckich), którą wjeżdżało się na najnowocześniejsze w owym czasie osiedle patronackie sukcesywnie budowane w latach 1907-1933 przez Franza von Ballestrema dla pracowników rokitnickiej Kopalni Castellengo (ramka zielona). Przestrzeń ta, zaprojektowana według koncepcji Ebenezera Howarda, zyskała miano osiedla-ogrodu, w którym na pierwszym planie była absolutna harmonia między codziennym życiem mieszkańców i przyrody. Dodatkowo na początku października 1927 roku niemal w sąsiedztwie szkółki oddano do użytku gmach szpitala Górnośląskiej Spółki Brackiej (ramka granatowa), na przedpolu którego zaaranżowano spory park dla rekonwalescentów. Jakby więc nie patrzeć, już w najbliższej okolicy koniunktura sprzyjała hodowli.
Zaledwie kilometr od szkółki znajduje się las pełniący wcześniej funkcję zadbanego parku założonego w drugiej połowie XIX w. przez Huberta von Tiele-Winklera z wieloma odmianami sprowadzonych tu specjalnie roślin, krzewów i drzew. Park oddany później pod zarząd Bytomia został w 1927 roku udostępniony jako Miechowicko-Rokitnicki Park Leśny. Do lat powojennych zachował się oryginalny kształt fauny i flory z czasów Winklerów. Dopiero podczas budowy parku w Chorzowie, z inicjatywy biura projektowego Jerzego Ziętka podjęto decyzję o alokacji cenniejszych gatunków do nowo powstałego centrum rekreacyjnego, zaś w ich miejsce w parku miechowickim zasiano pospolite odmiany drzew. Jednakże w latach, gdy Hellmut Späth zawitał do Rokitnicy, mógł jeszcze cieszyć oko winklerowskimi okazami. Sam zaś przywiózł ze sobą nowe, niespotykane odmiany. Te, które uchowały się do dziś, to m.in. buk zwyczajny Rohana, jałowiec wirginijski, modrzew japoński czy sosna sumeryjska. Szkółka prowadziła oczywiście działalność komercyjną, hodowla w większości przeznaczona była na sprzedaż, stąd sposób zagospodarowania przestrzeni był oczywisty: centralną część zajmowała hodowla użytkowa, skrajną drzewostan.
Taki obraz przestrzeni pozostał do dziś. Cenne odmiany drzew schowane są w głębi, zaś plac od ulicy po granice ogrodnictwa pozostał pusty. Do 2014 roku tuż przy płocie stał niewielki domek. Został zbudowany między 1930-33 rokiem, po raz pierwszy uwzględniony został na mapach Zabrza w roku 1934. Podpiwniczony, ceglany, z wysokim drewnianym poddaszem. Prawdopodobnie później otynkowany i rozbudowany o magazyn, garaż i przydomową szklarnię. Jeszcze w 2011 roku miał zostać objęty ochroną konserwatora zabytków, ale jego daleko posunięta dewastacja i skrajnie zły stan techniczny przyczynił się do późniejszego wyburzenia. Był to jednak dom niezwykły, a kto choć raz się tam zapuścił, wie o czym piszę. Wnętrza, choć mocno zawilgocone, były zadbane. W pokojach stały piece kaflowe: ciemnozielony i ciemnoniebieski. Unikatowe było za to poddasze. Jeden z pokoi miał dwa poziomy, z jednego na drugi schodziło się solidnymi drewnianymi, pomalowanymi na czerwono schodkami. Małe okno zabite było deskami i wyglądało to tak, jakby deski te były tam od zawsze – grube, stalowe gwoździe mocno wbite w ramy nie poddały się nawet chuligańskiej dewastacji. Pod ścianą stał niewielki stół, w kącie leżało coś na kształt pozostałości po krześle. Podłoga była drewniana, solidna. Było w tym pokoju coś niezwykle niepokojącego. Przy każdej próbie wykonania zdjęcia, coś (może ktoś?) jakby specjalnie poruszało moją ręką trzymającą aparat, by fotografia była nieostra. To samo działo się, gdy ustawiłem aparat na ziemi i robiłem zdjęcie z samowyzwalacza. Pomimo całkowitej pewności, że byłem tam sam, odczuwałem czyjąś obecność, a to już mocno nakręcało wyobraźnię. W drugim pokoju, na końcu korytarza odkryłem mały, prostokątny otwór w ścianie. Kryła się za nimi wnęka między płaszczyzną dachu a zabudową ściany. Był to schowek znacznych rozmiarów, do którego mógł wejść nawet człowiek. Miejsce idealne do ukrycia drogocennych przedmiotów bądź żywności. Otwór zazwyczaj zasuwano ciężkim meblem, drewnianą komodą, biblioteczką lub murowano cegłami, które w razie potrzeby można było rozbić. Niestety wnęka była pusta i dziurawa, choć przez chwilę chodziła mi po głowie myśl, że może są tam ukryte jakieś dokumenty, stare zdjęcia lub przedmioty. Nie było niczego.
W 2012 roku w lokalnych mediach pojawiła się informacja, że na terenie opuszczonego ogrodnictwa powstanie Śląski Park Technologii Medycznych Kardio-Med Silesia. Budowa miała rozpocząć się już w połowie 2013 roku i skończyć dwa lata później. Zdecydowano jednak, że lepszym rozwiązaniem dla inwestycji jest sąsiedztwo Śląskiego Centrum Chorób Serca i to właśnie tam we wrześniu 2015 roku otwarto nowy obiekt badawczy w Zabrzu. Później gdzieś obiło mi się o uszy, że miasto chce zagospodarować teren ogrodnictwa pod nowe osiedle domków jednorodzinnych i już szuka zainteresowanego inwestora. Czas pokaże, czy to kolejna informacja pisana palcem na wodzie, ale jak na razie życie tam zamarło.
Zatem jest to miejsce, które niby jest, bo zachowało się tam wiele odmian roślin pamiętających jeszcze założyciela szkółki, ale z drugiej strony hula tam teraz bardzo nieprzyjemny wiatr niepewności co do przyszłości tego jednak wciąż urokliwego terenu.
Tripy: 21.10.2009, 04.04.2012 i 29.12.2012