Bezstresowy spacer po Buku

Betonowy plac, obok betonowa kula – tak miał się obraz, który dojrzałem z satelity Gógla pewnego wieczoru ślęcząc bezsensownie nad rozgrzanym monitorem mojego wiekowego laptopa. Tak też rozpoczęło się rozeznanie tematu, które finalnie doprowadziło mnie na miejsce po stokroć urokliwe. Piękny cichy las, teren z solidną górką, w dole rozległy plac z ów betonowym placem, który okazuje się być spękaną niecką pokaźnego basenu. Na wzniesieniu kilka ciasno zabudowanych domków, w najwyższym punkcie epicki amfiteatr – owa kula betonowa widziana okiem satelitarnej kamery. Tak w skrócie ma się spis rzeczy ośrodka wypoczynkowego Buk w Rudach. Ośrodka, który po upadku powstaje z kolan.



Teren ten był znanym miejscem wypoczynku już za czasów książąt raciborskich. Po wojnie przygarnęła go knurowska kopalnia i zalała betonem. Ośrodek służył godnie wszystkim zainteresowanym. Z Gliwic jeździła kolejka wąskotorowa. W Peerelu bywali tu zacni przedstawiciele władz państwowych, była też reprezentacja Antoniego Piechniczka. Nie mogło być zatem najgorzej. Potem przyszedł wolny rynek, który pogrzebał Buk na długie lata. Dopiero w 2015 roku coś się ruszyło – w budynku dawnego hotelu i jadłodajni otworzono dom seniora. Kilka lat wcześniej jak mniemam teren z rąk Skarbu Państwa trafił pod władanie jednego z bytomskich stowarzyszeń. To ono dziś zajmuje się renowacją i przywracaniem świetności tego miejsca. 


I w tym miejscu należy zaznaczyć rzecz ważną: teren jest ogólnodostępny, nowy właściciel nie otoczył go siatką, nie postawił dwóch milionów tabliczek, że „prywatne i nie zaglądać”, można sobie zrobić bezstresowy spacer, a ekipa młodych ludzi, która od czasu do czasu się tam przewija, nie lustruje przybyszy złowrogimi spojrzeniami. Zdjęcia są jak najbardziej dozwolone. Wielki szacun za wyrozumiałość i normalne podejście do sprawy.

Moje zwiedzanie zacząłem od starego basenu. Ma nieregularny prostokątny kształt, jakby w postaci trumny. Od czasu do czasu zalewa go deszczówka i woda z położonego wyżej sporego rozlewiska. Wokół pozostało wspomnienie po drewnianych ławeczkach. Beton niecki i nabrzeża jest mocno pokruszony. Na wysokim maszcie ostała się czarna tablica, na której niegdyś szkolną kredą opisywano temperaturę wody i warunki atmosferyczne.






Nowy właściciel zapowiada, że już w 2018 roku znów będzie można zamoczyć się w basenie. Oczywiście nie będzie to basen oparty na starej betonowej niecce, a sztuczne jezioro zasilane ponoć wodą z pobliskiego potoku. Nowy akwen w takim miejscu to jak dla mnie normalnie wakacyjny raj. Trochę daleko od domu, ale kto wie, gdzie będę mieszkał za rok.  

Przed wlotem na część rekreacyjną stoi budynek toalet. Nowe drewniane drzwi wskazują, że coś się dzieje na rejonie. W środku klimat jak… w toalecie. Przed budynkiem kilka niezniszczonych ławek, symbol myśli wypoczynkowej inżynierów zeszłej epoki.



Od basenu ku wzniesieniu prowadzą równie popękane jak niecka betonowe schody. Bez poręczy oczywiście. 


Na ów wzniesieniu znajduje się dobrodziejstwo dawnego ośrodka. Drewniany domek, coś na kształt kawiarni, kilka budynków zaplecza oraz szerokie placyki posiane wysokimi sosnami. Między nimi zgrabnie rozstawiono drewniane stoliki. W kącie stoi wysoki, elegancko zabudowany rożen. Klimat wyjątkowo trudny do opisania.




Na placu stoją też cudne latarnie, pasujące bardziej do Opowieści z Narni niż do spuścizny prostoty architektonicznej tamtych czasów, gdy ośrodek przeżywał swoje chwile chwały. 




To, co jednak przyciąga najbardziej, to największa budowla na tym terenie, czyli amfiteatr. Dziś już częściowo odremontowany, połatany, posklejany, z drewnianym sklepieniem i kamienną podłogą. W centralnej części wybieg dla artystów.






Siedziska z tak charakterystycznych profili nadal pamiętają świetność ośrodka. Mają swój urok trudny do przecenienia. Zapewne i to wkrótce się zmieni, wszak po rozmachu prac widać, że idzie nowe. 





4 czerwca amfiteatr ożył ponownie. Jeśli bytomianie utrzymają tempo, za rok, może dwa lata, będzie tu ponownie pełnowartościowy teren rekreacyjny. Szkoda tylko tej kolejki wąskotorowej, bo gdyby jeździła, mielibyśmy trudną do przebicia perłę wakacyjnego hajlajfu. 
Ciekawostką jest zaplecze amfiteatru, w którym niegdyś ponoć mieścił się klub nocny. Może to tylko jeden z miejskich mitów, ale miał to być pierwszy taki dom nierządu w cysterskich Rudach. Pewnie blef, ale…wiadomo.


Tak na marginesie, dla ludzi ciekawych okolicy. Kilkaset metrów za basenem, wjeżdżając w dość gęsto porośnięty las, można dojechać do niewielkiego stawu o nazwie Czarna Kałuża. Przy samej drodze znajduje się leśna oaza spokoju. Spora wiata z ławami i pomostem. Ogólnodostępna własność koła łowieckiego Odyniec. Choć w tym roku odwiedziłem dużo takich miejscówek, to ta wydała mi się wyjątkowo urokliwa. Pomimo planów szybkiego powrotu, spędziłem tam na dumaniu dobrą godzinę. Widać, że mam ostatnio nad czym dumać. 






Trip: 28.08.2017
Dystans: 103.24 km