Scania na dzikusie

Niby nic wielkiego, obrazek jakich wiele. Na parkingu na obrzeżu strefy przemysłowej Gliwic stoi opuszczony zestaw. Stoi długo, ponad rok. Wokół duże zainteresowanie, głównie wśród kierowców innych ciężarówek, które parkują na placu. W mroku późnego wieczora da się zauważyć światełko latarki przesuwające się po budzie. Potem po kołach i zaśmieconej podłodze naczepy. O tej porze spokojne skrzyżowanie obok parkingu robi się nadzwyczaj ruchliwe – to popołudniowa zmiana strefy ekonomicznej wraca do domu. Mało kto zwraca uwagę na wydarzenia dziejące się obok. Światło latarki skupia się masce silnika. W zarysie charakterystycznej kabiny starej Scanii rzuca się teraz w oczy rosły mężczyzna wydłubujący prawdopodobnie śrubokrętem wielkie plastikowe litery z czarnej atrapy pod przednią szybą. Był grudzień 2016 roku.


Od dziecka byłem głupi za TIR-ami, potem przerzuciłem się na autobusy, finalnie skończyłem na dwóch kółkach. Trudno jednak żeby było inaczej, skoro moje pokolenie połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku było świadkiem pojawiania się na drogach Renault Magnum – jak dla mnie najbardziej kultowej ciężarówki świata. Jako dziecko byłem świadomym czytelnikiem nieistniejącego już dziś czasopisma MOTO Magazyn, a to o dziwo sporo miejsca poświęcało właśnie temu modelowi. W moim dziecięcym świecie było jednak też wiele miejsca dla innych ciężarówek, dla Volvo, Mercedesa czy DAFa. I właśnie tego grudniowego wieczoru coś jakby mną wstrząsnęło, bo przyuważony akt wandalizmu odbiegał od znanego mi z kartek czasopisma wzorcowego kultu, jakim kierowcy i miłośnicy darzą te wielkie maszyny. W moim jak widać naiwnym życiu nawet nie przyszło mi na myśl, że taki pojazd w ogóle może zostać porzucony.


Zestaw składa się z: wiekowej Scanii Rxx4 – symbol ten oznacza 4. generację i dwucyfrową pojemność silnika, na V8 raczej bym nie liczył – niestety znaczek został zerwany z osłony chłodnicy; naczepy Kogel – model nieznany, bo tabliczka znamionowa została również skutecznie okaleczona. Ciągnik datowałbym na rok 1997, ale może to być coś nieco późniejszego. Jak więc widać sprzęt ma swoje lata i pewnie setki tysięcy kilometrów na liczniku – ale tego też się nie dowiemy, bo chytrzy rabusie skradli całą deskę rozdzielczą. Szczątki rejestracji na tylnym błotniku wskazują, że właściciela można by szukać w Rybniku. Brak zainteresowania właściciela takim pojazdem może wynikać z kilku spraw. Być może nie żyje, być może firma upadła, być może pojazd został zajęty przez komornika, a ten nie dołożył absolutnie żadnych starań, by odpowiednio zabezpieczyć go przed amatorami cudzej własności. Być może też fakt, że zestaw tak długo bezpańsko stał na niestrzeżonym parkingu był po prostu komuś na rękę. 


Kabina była otwarta, wewnątrz Armagedon. Ukradziono wszystko, co miało jakąkolwiek wartość łącznie ze stacyjką i fotelami. Był to dość przykry widok.









Pojazd rozkradano w trzech etapach – tak sobie to wymyśliłem. Kradzież pierwsza i zapewne najbardziej skomplikowana dotyczyła zbiornika paliwa. Nawet jeśli był pusty, to i tak nie ukradli go prości złomiarze, tylko ludzie znający się na rzeczy. Kradzież skomplikowana, co nie znaczy, że trudna. W owym czasie pojazd był jeszcze kompletny, kilku gości kręcących się wokół baków nie mogło rodzić podejrzeń, ot zwykli mechanicy naprawiający ciągnik. 


Gdy jednak zestaw stał dłużej bez zrabowanych zbiorników paliwa i innych płynów, coraz częściej kręcili się wokół inni interesanci. Tego jednego widziałem właśnie we wspomniany na wstępie wieczór – kradzież druga – litery z przedniej atrapy. Kto i po co kradnie takie litery? Jeden przyklei je sobie na ścianie w garażu, bo jest fanem marki, inny może potrzebował do podobnej Scanii serii R – szef powiedział, że tu i tu stoi taki wrak, podejdź, zerwij, będzie jak znalazł do twojego wozu


Jest też grupa najbardziej złośliwa, czyli paserzy. Wystarczy odpalić znany portal aukcyjny (którego nazwy nie podam, a Wy się nawet nie domyślajcie, o jaki chodzi), by zobaczyć, że 6 literek wydłubanych ze szwedzkiej budy może rodzić pokaźne fundusze w kieszeni wydłubującego. Życie.


Trzeci etap to już kradzież absolutnie wszystkiego, co da się wyrwać, wykręcić, wyłamać. Dostało się też naczepie. Pewnie od początku była pusta, ale i tak znalazły się na niej dość niecodzienne przedmioty, jak choćby różowa drewniana komoda. Z prawej strony ogołocono z felgi środkową oś. Odnoszę wrażenie, że ją było po prostu najłatwiej zdemontować. Wymontowano też całą tylną belkę ze światłami. Firanki poszły zapewne jako pierwsze, bo kto nie byłby ciekaw, co kryją pod swoją osłoną.






Dziwiło mnie bardzo, że zestaw stał tam tak długo. Najbardziej to, że nie zainteresowały się nim żadne ze służb. Takie parkingi zwane w slangu kierowców ciężarówek „dzikusami” na pewno nie raz są odwiedzane przez policję lub straż miejską. Dziwi, że nikt nie podjął się zabezpieczenia tej ruchomości przed postępującą dewastacją. Pojazd stary, ale wciąż nie tani.

Pod koniec lipca ciągnik został przez kogoś odholowany. Był już wtedy bardzo zniszczony, pamiętam, że wybito w nim boczne szyby. Ktoś ponoć chciał go podpalić i to właśnie było przyczyną usunięcia wraku z parkingu. Miesiąc później zniknęła też naczepa. 


Tak zakończyła się historia starej Scanii, której raczej już nikt nie uratuje. Swoje chyba już zrobiła. Scania - king of the road.