Kamień Śląski na niedzielę
Krótko. „Pamiętaj, by dzień święty świętować” – tą nieświecką
maksymą kieruję się przy planowaniu wolnych niedziel na rowerze. Po ciężkich
sobotnich tripach, przychodzi czas na lekki obyczaj wakacyjnego rozpasu. Tym
razem wypadło na Kamień Śląski, najpiękniejszą wiochę w Opolskiem w 2014 roku.
Tak przynajmniej powiadają. A przy okazji zahaczam o rozgrzane słońcem
wyrobiska w Miedzianej nijako kontynuując nieoficjalne w tym roku Sandturnee.
O Kamieniu Śląskim wspomniała mi dzień wcześniej pewna
pielgrzymka (kobieta-pielgrzym), która zagubiła się w okolicach kompleksu
młyńskiego w Pisarzowicach. „Och jak tam jest teraz cudnie, jak pięknie,
polecam pojechać” – rzekła. Normalnie bym odpuścił sobie takie doradztwo, ale
że było po drodze, postanowiłem cudowność tę zbadać. Jak miało się okazać trafiłem
do miejsca, w którym przeplata się dziki sport motorowy z katechetyczną
melancholią.
Na wstępie obrałem kierunek do Sebastianeum Silesiacum,
małego sanatorium dla bogatszych emerytów prowadzonym przez opolski Caritas.
Wokół pola golfowe, na których co jakiś czas ganiały się młode sarny. Niewielki
park, zadbany, bez śmieci, wykwintnie ukwiecony. W centrum dwa kamienne baseny
z krystaliczną i bardzo zimną wodą. Spacer w niecce wskazany dla zdrowia, więc
korzystam do woli, bo starsze i schorowane kobity, dotychczas okupujące wnękę, właśnie
udały się na obiad.
W niedalekiej odległości od siebie znajduje się spory tor
wyścigowy i katolicki kompleks turystyczno-jakieśtam z bogatym Sankturaium św.
Jacka i Bramą Dzwonów. Ogólnie bardzo dostojne miejsce, jakby wyrwane z realiów
codzienności. Trwa msza. Nie przeszkadza to co mniej wierzącym na spokojne
popijanie ambrozji w pobliskiej restauracyjce. Miejsce święte, ale ceny bronków
standardowe dla miejscówek rekreacyjnych. Zasiadam na dłużej.
Miasteczko ładne, a nawet bardzo ładne. Prawdę mówiąc, gdybym
tego dnia z powodu potwornego upału nie szukał wiatru, to może zostałbym tam i
do końca. A tak ruszam w kierunku wioski Miedziana na objazd małych
zalewisk po odkrywkowych wykopaliskach. Tu również jest ciekawie – na przestrzeni
kilku hektarów znajduje się sporo basenów przy działających wciąż zakładach. Do
tego w niektórych miejscach krajobraz znany mi choćby z opuszczonych rejonów
kopalni w Korzonku czy Ortowicach. Dużo ptactwa, zdarzyło mi się uchwycić nawet
rzadko spotykaną czarną czaplę.
Szybki koniec weekendu w stanie pół-modlitewnym. Polecam wszystkim
rowerzystom nie potrafiącym poradzić sobie z zaplanowaniem gorącej niedzieli.